Historia gorąca jak lawa z wulkanu
fragment książki Krąg św. góry 05.05.2017
Minęły znów miliony lat i ocean znacznie się podniósł, zalewając ląd i tworząc Morze Germańskie na całym niemal terenie obecnej Polski. Pielgrzymi wędrują dziś po miejscach, w których 99 milionów lat temu żyły morskie organizmy, a potem wyłoniły się pasma skalne - wśród nich Grzbiet Chełma z Górą św. Anny. W uskokach, dochodzących nieraz do kilkudziesięciu kilometrów, zbierała się bazaltowa lawa i dochodziło do erupcji. Mało kto wie, że klasztor znajduje się na szczycie nieczynnego dziś wulkanu.
Co roku przez Górę Świętej Anny na Opolszczyźnie przechodzi mrowie ludzi. Już w 1938 roku pielgrzymka mężczyzn i młodzieńców liczyła 100 tys. uczestników. Dwa razy tyle osób wzięło udział w obchodach jubileuszu sanktuarium w 1980 roku. Trzy lata później w dolinie na tyłach klasztoru zebrała się rekordowa liczba wiernych: na spotkanie z papieżem Janem Pawłem II przybył milion pielgrzymów.
Obszar bazyliki i klasztoru nie jest gigantyczny. Świątynia o wymiarach 38 na 12 metrów może przyjąć tylu wiernych, co przeciętny wiejski kościół, dlatego podczas ważniejszych nabożeństw tłum modli się na zewnątrz, na placu zwanym rajskim. Latem franciszkanie słuchają spowiedzi w plenerze.
|
Nieporównanie więcej wiernych mieści się poniżej wzgórza zwieńczonego bryłą bazyliki, koło Groty Lurdzkiej. Została zbudowana w naturalnym wyrobisku po XIX-wiecznych kamieniołomach bazaltu. Franciszkanie wykupili teren i wzmocnili go wysokim na 20 metrów murem. W roku 1912 Karol Baum z Duisburga zaczął wznosić grotę, nawiązującą symboliką do słynącego z objawień Lourdes, a już dwa lata później poświęcił ją biskup wrocławski Karol Augustyn. Na obrzeżach placu zbudowano 14 stacji drogi krzyżowej. Mimo że różnią się stylem, umieszczone w nich płaskorzeźby wyszły z jednej pracowni Gebrüdera Morodera z Badenii.
Podczas pielgrzymek wierni modlą się przy kaplicach kalwaryjskich. Topografia tego miejsca zainspirowała Jerzego Adama de Gaschina i w początkach XVIII stulecia hrabia postanowił odtworzyć geografię ostatnich dni życia Chrystusa. Ufundował trzy kościoły i 30 kapliczek, nawiązujących do męczeńskiej śmierci Jezusa. Na pątniczym szlaku znajdują się m.in. kaplice Modlitwy w Ogrójcu, Zdrady Judasza oraz wystylizowana na pierwowzór z Jerozolimy - Grobu Pańskiego. Trzy krzyże przy Golgocie przypominają o ofierze Zbawiciela.
Przez prawie pół wieku budowle niszczały i dopiero gdy porosły krzakami, tak że niektórych z nich nie było już widać, franciszkanie przejęli je na własność, a następnie wyremontowali. Powstały wtedy trzy nowe obiekty kultu. Pod koniec XVIII wieku hrabia Antoni de Gaschin ufundował kaplicę św. Magdaleny oraz Świętych Schodów, do której prowadzi 28 stopni. Tyle samo przemierzył Chrystus w Jerozolimie przed męczeńską śmiercią.
Figura z trzema głowami
Franciszkanie osiedlili się tu w 1655 roku, a rok później, dokładnie 6 sierpnia, hrabia Melchior de Gaschin przekazał im klucze do kościoła. Góra nazywała się wówczas Chełmską, natomiast kościół istniał co najmniej od 1516 roku. Ojciec Chryzogon Antoni Reisch pisał:
„Gdy Fryderyk Mądry w 1493 r. przywiózł z pielgrzymki do Ziemi Świętej pośród wielu cennych relikwii również palec św. Anny i uczcił tym samym klasztor Wszystkich Świętych w Wittenberdze, kazał na cześć świętej wybić monety i w 1494 r. wydał edykt, który uzyskał w następnym roku papieską aprobatę, zalecając oddawanie jej czci w całej Saksonii. Jeszcze bardziej żywą adorację okazywał św. Annie Jerzy Brodaty. Założonemu przez siebie pod koniec XV stulecia miastu, które nosiło dawniej miano Schreckenberg nadał nazwę Annaberg”.
Książę Brodaty około 1500 roku pojął za żonę Barbarę, córkę polskiego króla Kazimierza Jagiellończyka, zaś Annaberg-Buchholz istnieje po dziś dzień i jest stolicą powiatu w okręgu Chemnitz. Mieszkańcy Góry św. Anny, która w czasach niemieckich nazywała się również Annaberg, opowiadają nieraz, że to właśnie ich przodkowie, wyemigrowawszy z rodzinnego Heimatu, mieli założyć w Saksonii wieś o takiej samej nazwie. Nic bardziej mylnego. Tamtą Annaberg stworzył książę Brodaty w 1496 roku. Pięć lat później nazwę nadał jej Maksymilian I, a w roku 1502 franciszkanie zaczęli budować swój klasztor. Na śląską górę spadkobiercy św. Franciszka z Asyżu przybyli dopiero po upływie półtora wieku. Magiczny związek odległych miejsc faktycznie opiera się tylko na niesprawdzonym micie.
Legenda głosi, że słynną figurę św. Anny Samotrzeciej, przywiózł pewien książę, który wracał z dalekiej wojennej wyprawy do rodzinnej Hiszpanii. Jego konie zatrzymały się na szczycie i nie chciały zrobić nawet kroku do przodu, co rycerz uznał za znak boży. Wybudował na górze kościół i umieścił w nim rzeźbę. Może być w tym ziarno historycznej prawdy, bowiem już w 1509 roku wrocławski synod diecezjalny jednogłośnie postanowił, że dzień św. Anny ma być we wszystkich kościołach obchodzony jako święto „wyższego rzędu”. Wkrótce brzeski książę Jerzy I zwrócił się do biskupa z prośbą, aby w tym dniu zaprzestać wszelkich prac pańszczyźnianych. Hierarcha wyraził na to zgodę.
Pierwszym odnotowanym przez kronikarzy cudem w annogórskim sanktuarium było odzyskanie wzroku, czego miała doświadczyć w 1682 roku Katarzyna Gorelowa z Niezdrowc. Kobieta w czasie mszy leżała krzyżem przed ołtarzem błagając św. Annę o zdrowie, a gdy wstała z posadzki, ślepota zupełnie ustąpiła. Dwadzieścia lat później po długich modlitwach przed figurą został uzdrowiony z ciężkiej choroby trzyletni syn hrabiego Colonny, a w roku 1710 proboszcz Adam Biemer ze Sławięcic.
Aniela Pruska zwana kobietą z Polski „przez dwa lata nic nie widziała i cierpiała gwałtowne bóle w stopach. Gdy usłyszała o licznych i wielkich cudach, kazała się w 1748 r. - mimo wielu trudności - zawieźć na Górę św. Anny i zanieść do kościoła. Trzy dni płakała i błagała przed łaskawym ołtarzem. Potem nagle ozdrowiała, tak że do domu wróciła o własnych siłach” - zapisano w kronikach.
Na górze nie padł strzał
Zaczął się XX wiek i cuda jakby ustawały. Na śląskiej ziemi rozbrzmiewały powstańcze kanonady. Przed 20 marca 1921 roku, kiedy miał się odbyć plebiscyt rozstrzygający o tym, czy Górny Śląsk będzie należeć do Niemiec czy też do odrodzonego państwa polskiego, sanktuarium zaczęły odwiedzać szczególne pielgrzymki. Ponieważ szło o teren przemysłowy nadzwyczaj cenny, tak Polacy, jak i Niemcy wytężali wszystkie siły, by w tej walce odnieść zwycięstwo.
Prawie 60 procent uprawnionych do oddania głosu wybrało przynależność do Niemiec, niewiele ponad 40 procent opowiedziało się za Polską. Nadzorująca przebieg plebiscytu międzynarodowa komisja nie zgodziła się, aby przyłączyć do polskiego państwa te gminy, w których większość zyskali przeciwnicy Niemiec. Zajęty porządkowaniem spornych spraw na wschodnich rubieżach Józef Piłsudski nie wykazywał zainteresowania Górnym Śląskiem. Pozostawiony sam sobie trybun Wojciech Korfanty poderwał więc lud do powstania, które wybuchło w nocy z 2 na 3 maja i objęło niemal cały teren plebiscytowy. Góra św. Anny zatrzęsła się chyba najsilniej od czasu, gdy przed tysiącami lat wyrzucała z siebie wulkaniczną lawę.
Pewne jest, że na górze w 1921 roku, gdy dokoła trwały powstańcze walki, nie padł ani jeden strzał. Wbrew temu, co twierdziła czasem polska propaganda, III powstanie śląskie nawet nie musnęło korony prehistorycznego wulkanicznego stożka. Określane przez historyków jako zacięte i krwawe walki powstańców z Freikorpsem Oberland toczyły się o górę, a nie na górze. Po obydwu stronach zbrojnego konfliktu ludzie ginęli w rejonie Krasowej, Łąk Kozielskich, Zalesia czy Raszowej - u pofałdowanego przez procesy geologiczne podnóża, na które spoglądała niesiona w czasie procesji trójgłowa figurka św. Anny.
Góra św. Anny w październiku 1921 roku znalazła się ostatecznie w Rzeszy Niemieckiej. Postanowiła tak Rada Ambasadorów w Paryżu, oddając Polsce jedną trzecią terenów plebiscytowych: Katowice, Rybnik, Chorzów i Tarnowskie Góry.
Franciszkanie bez klasztoru
W listopadzie 1940 roku klasztor został zamieniony na koszary dla rumuńskich volksdeutschów, natomiast 19 czerwca 1941 roku franciszkanie dostali rozkaz opuszczenia swej siedziby pod groźbą wywózki do obozów koncentracyjnych. Przed udaniem się do innych klasztorów, podmienili symbol tego miejsca - rzeźbę św. Anny Samotrzeciej. Na ołtarzu pozostała kopia. Oryginał został wywieziony do Opola, następnie trafił do Prószkowa, a ostatecznie przetrwał wojnę u zakonnic w Kłodzku.
Nie pierwszy raz zostali wygnani ze świętej góry. W 1820 roku pod rządami pruskimi musieli podzielić los wszystkich zakonów katolickich, które zostały rozwiązane, natomiast ich majątek skonfiskowano. Nie pomogła interwencja rodziny de Gaschin, mimo że miała ona koligacje z najwyższymi dostojnikami ówczesnego państwa. W czasach rządów Ottona von Bismarcka zakonników dotknęły kolejne szykany. Władza zamknęła ledwie odbudowany nowicjat, zabroniła głoszenia homilii, a w 1875 roku nakazała franciszkanom opuścić klasztor. Gwardian Osmund Laumann nie poddał się i pozostał w sąsiedniej Porębie. Gdy próbował otworzyć kościół, żeby odprawić mszę, został wytropiony przez żołdaków. Uszedł z życiem, skrywając się w słomie na wozie, którym wyjechał ze wsi. Zakonnicy mogli wrócić do siebie dopiero po 12 latach. W tym czasie klasztor został zdewastowany, a zarządca wyprzedał wszystko, co się dało: szaty i naczynia liturgiczne, wyposażenie cel, nawet koślawe krzesła i stołki.
Zakonnicy powrócili zaraz po zakończeniu wojny, gdy prymas Polski kardynał August Hlond powołał na Śląsku Opolskim administrację kościelną, która stała się zaczątkiem przyszłej diecezji. Ze względu na geograficzne usytuowanie Góra św. Anny znalazła się w jej centrum.
Sezon pątniczy zaczyna się w ostatnią sobotę kwietnia pielgrzymką przewodników kalwaryjskich. Potem przybywają strażacy, rowerzyści, sołtysi, ministranci, dzieci, młodzieńcy i mężczyźni, głuchoniemi, myśliwi i motocykliści, a nawet hodowcy gołębi pocztowych. Jadąc w lecie przez wieś, napotyka się ciągle mniejsze lub większe grupy rozmodlonych lub rozśpiewanych wędrowców. Idą poboczem drogi albo znikają wśród zieleni łąk i drzew, aby odwiedzić kalwaryjskie kaplice.
Wpisana na listę pomników historii Góra św. Anny przysypia jesienią, gdy kończy się sezon pątniczy i budzi się wiosną, kiedy do sanktuarium zmierzają pierwsze pielgrzymki. Tak jest już od pięciu wieków. Bez względu na to, jaka władza panuje i jakie tąpnięcia sprawia historia.