Gazeta Panorama OPOLSKA Wydawnictwo OPOLMEDIA Kontakt
panorama opolska

Wiadomości z Opola i okolic

Sobota, 27 kwietnia 2024
Imieniny: Sergiusza, Teofila, Zyty


Burmistrz Norbert Koston - prywatnie


12.04.2014

Norber Koston, lat 50, burmistrz Miasta i Gminy Kolonowskie, ojciec 18-letniego Patryka, 16-letniej Martiny i 14-letniej Weroniki. Ukończył Technikum Elektryczne w Opolu, a następnie Politechnikę Wrocławską. Gdyby mógł cofnąć czas, chciałby zostać prawnikiem lub ekonomistą.


Boże Narodzenie czy Wielkanoc?
Boże Narodzenie, które ma swoją specyficzną atmosferę i dłużej trwa. W Wielkanocy brakuje mi nastroju rodzinności, gdy wszyscy skupiają się przy wybieraniu drzewka, jego zdobieniu. Lampki, śnieg iskrzący się w ogrodzie, pasterka i moment takiego szczególnego oczekiwania sprawia, że to niezwykły czas.

Rower czy pływanie?
Miałem taki moment w życiu, gdy bardzo często jeździłem z moim synem Patrykiem na pływalnię w Dobrodzieniu - co najmniej raz w tygodniu. W dzieciństwie chodziliśmy z chłopakami nad Stawy Pluderskie i od czasu do czasu na basen w Zawadzkiem. Często jeżdżę na rowerze, więc nie sprawia mi to tak wielkiej przyjemności jak pływanie.

Morze czy góry?
W czasie nauki w technikum, a później na studiach chętnie wybierałem się na zdobywanie górskich szlaków. To mnie bardzo relaksowało. Teraz pozostały tylko wspomnienia, bo najczęściej jednak jestem w domu.

Lato czy zima?
Zdecydowanie lato. Nie jeżdżę na nartach ani nie uprawiam sportów zimowych. Mimo że jazda na łyżwach nie jest mi obca, słońce ma dużo więcej plusów.

Jako rodowitego mieszkańca Kolonowskiego wyróżnia pana...
To, że urodziłem się w domu, a nie w szpitalu. Nawet na tej samej ulicy, przy której mieszkam dziś, ale w innym budynku. Mam nadzieję, że była to dobra zapowiedź przyszłości. Nie miałem do tej pory żadnego kontaktu ze szpitalami i oby tak zostało do późnej starości. Mój brat Jan nie miał tyle szczęścia co ja i przyszedł na świat w szpitalu.

Różnica między świętami wielkanocnymi z pana dzieciństwa a świętami pana dzieci...
Od zawsze święta są ściśle związane z uroczystościami religijnymi. Upływ czasu zmodyfikował poszukiwanie zajączka w ogrodzie. W latach sześćdziesiątych czekolada w każdej postaci to był wielki rarytas. Teraz trzeba się naprawdę postarać, żeby dzieci zaskoczyć, ale tym na szczęście zajmuje się moja żona Sylwia. Ja jestem od zasilania konta, a ona podejmuje decyzje o zakupie prezentów. Dawniej cieszyły dużo mniejsze rzeczy - i nie dotyczy to tylko tradycji wielkanocnych.

Gdyby zajączek wielkanocny mógł spełnić jedno życzenie...
Poprosiłbym, aby wziął mnie co najmniej na tydzień do Nowego Jorku. Jeśli mnie nie zabierze, to i tak kiedyś tam pojadę. Zawsze marzyłem o zobaczeniu jednego z najważniejszych miast na świecie. Pospacerowałbym po Manhattanie i Central Parku. Chciałbym poczuć Nowy Jork, dotknąć tej amerykańskiej atmosfery. Zobaczyć Statuę Wolności i siedzibę Narodów Zjednoczonych, nigdzie się nie spiesząc.

Podróż pełna zaskoczenia...
Wyjazd do Irlandii ponad 10 lat temu. Przede wszystkim zobaczyłem drogi, które były równie złe jak te u nas, a miałem wręcz przeciwne wyobrażenie. To bardzo drogi kraj dla Polaków, którzy przyjeżdżają tam wyłącznie w celach turystycznych. Chyba jeden z najdroższych ze wszystkich państw w Unii Europejskiej. Zadziwiający jest irlandzki klimat, bo na przykład w Dublinie rosną palmy. Ciepły prąd zatokowy sprawia, że pogoda jest o wiele przyjaźniejsza niż w Polsce. Nawet w zimie trzeba strzyc trawniki, a jak przez dwa tygodnie nie pada, to wszyscy mówią o suszy. Irlandczycy nie cierpią gęstej zabudowy i najlepiej czują się, gdy ich domy budowane są w odległości przynajmniej kilometra od siebie. Chętnie za to spotykają się w pubach. Piłem oryginalne piwo Guiness. Ma zupełnie inny smak niż sprzedawane w Polsce pod tą samą marką. Przede wszystkim jest lane z beczki i ma gęstą pianę, przypominającą śmietanę.

Sport, który przyciąga pana przed szklany ekran...
Nigdy nie miałem jakiejś ulubionej drużyny, której kibicowałem. Obecnie nie mam czasu, aby śledzić zmagania w określonej dyscyplinie. Zasiadam przed telewizorem wówczas, gdy transmitowane są relacje z wielkich wydarzeń sportowych jak olimpiada czy mistrzostwa świata.

Niezrealizowane marzenie z dzieciństwa...
Właściwie zawsze starałem się mieć pragnienia, które można urzeczywistnić. Bardzo chciałem być właścicielem prawdziwej skórzanej piłki. Takiej, jaką miało może dwóch chłopaków w okolicy. Byli bardzo ważni i każdy z nimi się liczył. W końcu ją dostałem, ale musiałem długo czekać. Chyba właśnie dlatego obdarowywałem piłkami mojego syna Patryka, kiedy tylko o to poprosi. To jedyna rzecz, nad której zakupem nie zastanawiałem się nawet przez moment, niezależnie od tego, ile już ich posiada.

W dzieciństwie chciał pan zostać...
Kierowcą - tak odpowiedziałem pani w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Bardzo mi to imponowało. W latach sześćdziesiątych samochodów było jak na lekarstwo, więc kierowca jawił mi się jako ktoś wyjątkowy. Z tamtej miłości pozostała mi pasja siadania za kierownicą. Lubię prowadzić auto.

Pierwszy samochód...
Maluch w piaskowym kolorze. Ojciec kupił go w 1983 roku w wyniku losowania. To było wielkie wydarzenie, gdyż w tamtych czasach nasz fiacik nie miał wielkiej konkurencji w Kolonowskiem. Teraz nie zależy mi na jakiejś konkretnej marce, bo samochód ma mnie dowieźć na miejsce. Ważne, żeby się nie psuł i miał odpowiednie przyspieszenie. Każdy kierowca dobrze wie, jak okropnie jest wlec się za innym wolniejszym pojazdem.

Wyprawa, która do dziś pozostaje w pamięci...
To był mój pierwszy wyjazd za granicę w latach osiemdziesiątych. Najmłodsze pokolenie nie jest w stanie zrozumieć tych emocji. Wraz z księdzem proboszczem spędziliśmy miesiąc w Austrii - świecie, który nie należał do krajów demokracji ludowej. Tyrol zrobił na mnie ogromne wrażenie. Wszystko było inne: od potraw po oświetlenie budynków. Gdyby teraz ktoś wysłał mnie do Australii czy najbardziej egzotycznego miejsca na świecie, nie przeżyłbym tego tak intensywnie jak wtedy. Po prostu nie byłem w stanie sobie nawet wyobrazić, co może być za granicą Polski Ludowej. To samo poczułem, gdy innym razem przekraczałem ówczesną granicę enerdowską z RFN. Takiego irracjonalnego strachu i nerwów nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić, jeśli tego nie przeżył. A przecież nikt z nas niczego nielegalnego nie przewoził ani nic złego nie robił. Druty kolczaste, psy i powszechna groza spotęgowały to wrażenie.

Co pan robi, gdy nie pracuje i nie śpi?
Generalnie ciągle się dokształcam. Brałem udział w kursach językowych angielskiego i niemieckiego. W weekendy wychodzę często na spacer. Czasami zakładam rolki. Kiedy jest cieplej, jeździmy rodzinnie na rowerach. Okolica sprzyja takim wypadom.

Co będzie pan robił, gdy przestanie być burmistrzem?
Podejmę gdzieś pracę. Mam za sobą liczne kursy, staże zagraniczne, studia podyplomowe w zakresie zdobywania środków unijnych, znam języki obce.

Sytuacja zagrażająca życiu...
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że ocieram się o wielkie niebezpieczeństwo, gdy miałem około 26 lat i biegałem po lesie, a w tym czasie trwało polowanie. Myśliwi szaleli w chaszczach i strzelali. Zrozumiałem powagę sytuacji dopiero po fakcie.

Najgorsza choroba ...
Wszelkie dolegliwości związane z nowotworem, a uściślając, z popularnym „rakiem”. Każdy myśli o śmierci - i tu nie jestem wyjątkiem, ale nie lubuję się w tym temacie. Stawiam na życie.