Odnaleziono zwłoki
11.02.2016
Nadkomisarz Małgorzata Grzegorczyk potwierdziła, że rodzina rozpoznała zaginionego na początku stycznia pacjenta z Bąkowa. 32-latek poszukiwany był przez policję po tajemniczym zniknięciu z karetki.
2 stycznia żona Anna Pawłowska powiadomiła pogotowie ratunkowe, że mężczyzna wymiotuje, ma drgawki i gorączkuje. Jej zdaniem wyglądało to na udar. Nigdy jednak nie dotarł do szpitala, ponieważ uciekł sprzed budynku, gdy został dowieziony na izbę przyjęć. Sanitariusz zrezygnował z pościgu po kilku krokach. Szpital kazał odebrać dokumenty pana Romana. Firma Falk Medycyna w oświadczeniu napisała, że na podstawie przeprowadzonego na miejscu wywiadu i badania ratownik medyczny nie stwierdził stanu nagłego zagrożenia zdrowotnego.
Rodzina nie doczekała się jednak na jego powrót. Żona wydzwaniała do chorego na komórkę, ale po 10 minutach pojawił się komunikat, że jest poza zasięgiem. Kilka dni później funkcjonariusze przeszukali bezskutecznie powierzchnię kilkudziesięciu hektarów. Z monitoringu wynikało, że pacjent udał się w kierunku kluczborskich lasów. Do akcji zaangażowano psy tropiące. Zagrożeniem dla życia pacjenta były ostre mrozy, które w nocy sięgały minus 30 stopni Celsjusza. Najbliżsi nagłośnili sprawę na portalach społecznościowych. Sugerowano, że mógł uciec za granicę, gdzie pracował. Żona jednak temu zaprzeczała, ponieważ w Nowy Rok stwierdził, że tęsknota za rodziną jest zbyt silna i woli zostać w domu. Bardzo kochał 10-letniego syna.