Anonimy z pogróżkami
jp 23.12.2009
Sprawą zajmuje się już policja i prokuratura, jednak przestępczy kontekst różni się zasadniczo. W przeciwieństwie do senatora Opolanie nie prowokowali sytuacji szantażowych, natomiast wysyłana z Warszawy korespondencja jest anonimowa. Niemal w tym samym czasie otrzymali listy wicemarszałek województwa i wojewoda opolski. Zostały zaadresowane na urząd, więc trafiły w ręce sekretarek rozdzielających pocztę, z czego wynika, że nadawcom nie zależało na uzyskaniu korzyści, lecz na nagłośnieniu incydentów. Koperta przeznaczona dla wojewody zawierała jego zdjęcie w sytuacji intymnej z podwładną.
Ryszard Wilczyński podchodzi do sprawy z humorem. Obiecał prokuraturze, iż do czasu zakończenia śledztwa nie będzie jej komentował. Mediom powiedział tylko, że fotomontaż polegający na doklejeniu głów do nagich ciał wykonano perfekcyjnie, co dobrze świadczy o opanowaniu przez autora komputerowych programów graficznych. Wicemarszałek Józef Kotyś wywodzi się z mniejszości niemieckiej, zatem kolejny anonim zyskał od razu wymiar polityczny. Tym bardziej, że w liście grożono urzędnikowi śmiercią, a w celu wizualizacji zamiarów dołączono nawet wydruk nekrologu. Sprawa nie wypłynęłaby na światło dzienne, gdyby nie podszedł do niej z pełną powagą marszałek Józef Sebesta, który bezzwłocznie zawiadomił prokuraturę.
Prokuratorzy mają czasem to do siebie, że nie potrafią trzymać języka za zębami, więc szybko nastąpił przeciek do mediów, o co Kotyś ma uzasadnione pretensje. Nikt by się chyba nie ucieszył, widząc swoje zdjęcie na okładce gazety, z tytułem wieszczącym rychły zgon. Nadawca anonimów musiał się w międzyczasie rozleniwić, a może posiadł wcześniej złe doświadczenia w kwestii skuteczności doręczania przesyłek przez pocztę w okresie przedświątecznym. Kolejne listy wysłał bowiem na jeden adres - do Róży Koźlik, związanej również z mniejszością burmistrz Dobrodzienia. Oprócz niej anonimy dostali mniejszościowy poseł Ryszard Galla oraz Bernard Gaida, szef Związku Niemieckich Stowarzyszeń.
Wszystkie przesyłki zawierały śmiertelne groźby. Prokuratura nie ujawnia, czy autorzy listów oczekują od adresatów gratyfikacji w zamian za odstąpienie od dalszych zamiarów, czy też czerpią satysfakcję jedynie z samego wygłupu.