Gazeta Panorama OPOLSKA Wydawnictwo OPOLMEDIA Kontakt
panorama opolska

Wiadomości z Opola i okolic

Piątek, 26 kwietnia 2024
Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda


Wokanda sprzed lat: Tresura domowa


Ryszarda Widawa 21.11.2009

Był uczulony na płacz dzieci. Tak powiedziała żona prokuratorowi. Gdy któreś płakało, krzyczał i bił. Klaudia skończyła pięć lat. Starsza, Justynka, nie dożyła siódmego roku.


Mąż nie pije alkoholu - zeznała żona. - Wszystkie awantury wywołuje po trzeźwemu. Bije dzieci i mnie z byle powodu. Nieraz nawet za to, że chcę oglądać inny film niż on, albo jak ruszę jego rzeczy. Bo on jest strasznie pedantyczny. Nie lubi, gdy ktoś przestawi mu książkę lub maszynkę do golenia. Wpada wtedy w furię i tłucze bez opamiętania. Dopiero jak poleci mi krew z nosa, to się uspokaja. A na drugi dzień przeprasza. Klęka przede mną i blaga, żeby mu wybaczyć. Tłumaczy, że jak się zdenerwuje, to nie wie, co ma zrobić z rękami. Tamtego dnia Wiesława Z. poniosły nerwy, bo Justynka rozlała herbatę. Gdy się uspokoił, odwiózł córkę do szpitala, skąd dziecko zostało natychmiast przetransportowane na oddział reanimacji w Kędzierzynie-Koźlu. Lekarz dyżurny stwierdził, że dziewczynka doznała urazu czaszki, że ma liczne ślady pobicia na całym ciele. Ordynator zawiadomił policję, a policja prokuratora. W rozmowie z policjantem lekarz dyżurny powiedział: - Podejrzewam, że dziecko zostało zgwałcone. Kiedy w szpitalu trwały próby ratowania Justyny, policja przyszła do mieszkania Wiesława Z. Sierżant zapytał go, dlaczego bije swoje dzieci. Wiesław Z. nie był zaskoczony tym pytaniem. Odpowiedział, że bije, gdy ma zły dzień, zaś złe dni miewa często. Justynkę uderzył tylko raz, a potem sama spadła z tapczanu i zemdlała. Tak powiedział. Policjant zapytał młodszą córkę Wiesława Z., czy tatuś ją też bije. Klaudia zalała się łzami. "Kiedy mnie zobaczyła, wyciągnęła ręce, jakby chciała, żebym ją zabrał" - napisał policjant w raporcie. Żony Wiesława Z., Małgorzaty, nie było tamtego dnia w domu. Pojechała odwiedzić krewnych. Wróciła przed północą. W domu czekała na nią policja. Gdy opowiedziała prokuratorowi, jak bardzo mąż jest wybuchowy, zadzwoni! telefon. Lekarz ze szpitala zawiadamiał, że Justyna zmarła, nie odzyskując przytomności. Maltretowana żona Małgorzata Z. rozpłakała się. Po chwili powiedziała, że chce mówić dalej o tym, jak mąż bił ją i jak bił dzieci. Za to, że poszła do urzędu pracy załatwić mu robotę, ale roboty w okolicy nie było, więc wróciła z niczym. Za to, że pojechała na pogrzeb kuzyna i zamiast w poniedziałek, przyjechała do domu we wtorek. Wiesiek wtedy spal. Gdy go obudziła, powiedział, żeby poszła do żłobka po Klaudię, a tam kierowniczka już od drzwi krzyczy: - Pani mąż przyprowadził dziecko pobite, wezwaliśmy lekarza, który stwierdził udar mózgu. Potem w sądzie tłumaczył się, że córka zdenerwowała go, bo nie chciała jeść. Sąd ograniczył mu władzę rodzicielską. - Nieraz bił nas codziennie - żaliła się prokuratorowi Małgorzata Z. - ale nikomu o tym nie mówiłam, bo bałam się, że będzie bil jeszcze częściej. Jak był w amoku, nie miałam żadnego sposobu, żeby go uspokoić. Gdy się wyładował, szedł spać albo oglądać telewizję. Córki panicznie się go bały. Wystarczyło, żeby spojrzał na którąś, a od razu robiły się nerwowe. Czasem nawet nie przyznawały mi się, że ojciec znów je pobił. Często najpierw rzucał w nie kapciami. Wtedy one płakały ze strachu, co potęgowało w nim agresję. Wpadał w furię i bił dzieci, gdzie popadło. Kiedy stawałam w ich obronie, przenosił na mnie swoją złość. Raz nie wytrzymałam i wyjechałam z dziećmi do ojca. Przyjechał szybko za nami. Krzyczał na całą wieś, że wszystkich powybija, jeśli nie wrócimy. Tamtej nocy prokurator mógł pomyśleć, że życie w domu Wiesława i Małgorzaty Z. miało barwy czarno-białe. Na ciemnym tle zarysowała się postać skrzywdzonej przez los żony i matki, na jasnym - ojca, który zakatował swoją córkę. Paleta zmieniła jednak kolory po przesłuchaniach świadków rodzinnego życia państwa Z. - U nich życie toczyło się za zamkniętymi drzwiami, zza których codziennie było słychać tylko krzyki i piski - powiedziała sąsiadka z czynszowej kamienicy. - Czasem znikali gdzieś razem na wiele godzin, a małe dzieci zostawały same w mieszkaniu. Nieraz myślałam, dlaczego te dzieci nigdy nie płaczą. Ani wtedy, gdy są bez opieki, ani gdy tata z mamą się awanturują. Chyba zostały tak wyszkolone, żeby nie płakać. - Można powiedzieć, że on tresował swoje córki - dodała inna kobieta, Anna K., która przez dwa miesiące wynajmowała pokój w mieszkaniu Wiesława i Małgorzaty Z. - Dzieci prawie zawsze były posiniaczone. Gdy kazał im coś zrobić, a one nie słuchały, bił je po głowach, rzucał nimi o wersalkę. Ale i ona nie zajmowała się córkami jak należy. Nie pamiętam, żeby je kąpała. Chodziły głodne i brudne, a jeśli już dawała im coś jeść, to przeważnie zupy z torebek. Bo Klaudia się posikała Tamtego dnia Wiesław Z. zdenerwował się z wielu powodów. Bo żona nic wracała od rodziny. Bo Klaudia się posikała. Dał za to klapsa Justynie i po tym klapsie dziecku poleciała krew z nosa. Taki ojcowski klaps, po którym dziecko krwawi. Opowiedział prokuratorowi, że szarpnął ją i zaciągnął do kuchni, żeby umyć jej nos. Potem zrobił dzieciom herbatę i dał im ciastka. Gdy Justynka przechodziła przez próg, wylało jej się trochę ze szklanki. Nie wie, co się stało, ale nagle mocno się zdenerwował. Podbiegł do tapczanu, na którym siedziała Justyna, i uderzył ją otwartą ręką? Przekoziołkowała na dywan, opadła na ręce, później na głowę i po chwili zaczęła się powoli podnosić . Chwycił ją za sweter i kilka razy potrząsnął, mówiąc, żeby grzecznie stała. Klepnął ją po pośladkach. Przeszła może pół metra i upadła. Wymiotowała. Zauważył, że ma szczękościsk. Wtedy wezwał pogotowie. Prokurator zdecydował się przesłuchać, w obecności psychologa, młodszą córkę Wiesława i Małgorzaty Z. Protokół z tej rozmowy najlepiej od- daje ojcowskie uczucia Wiesława Z.: "Dziecko boi się swego ojca. Mówi, że ostatnio tato bil ją ręką po głowie, nogach i szyi. Na pytanie odnośnie zajścia odpowiedziała. że, tato bił Justynkę w pupę i ściągnął jej majtki". Biegły medyk sądowy stwierdził, że na ciele dziecka znajduje się ponad sto obrażeń, w tym obrażenia świadczące o tym, że dziewczynka była poddana czynom lubieżnym. Medyk wyraził opinię obrazowo: nawet przy brutalnym biciu ślady nie mogą przybrać takich rozmiarów, bo dziecko wyglądało tak, jakby uczestniczyło w trzech wypadkach samochodowych, poddane było kilkunastu pobiciom oraz praktykom seksualnym. Oskarżony się oburzył Wiesław Z. oburzył się, gdy prokurator przedstawił mu zarzut lubieżnych praktyk wobec córki. Zażądał, żeby rozprawa odbywała się przy drzwiach zamkniętych, ponieważ nie przywykł do załatwiania rodzinnych problemów w obecności innych osób. Sąd nie przychylił się do tej prośby. W czasie procesu Wiesław Z. przyznał się do fizycznego i moralnego gnębienia żony i dzieci. Powiedział, że nie zdawał sobie sprawy, że bijąc, kopiąc i szarpiąc sześcioletnie dziecko może spowodować jego śmierć. Stanowczo zaprzeczył jakoby dopuścił się przestępstwa określanego mianem praktyk seksualnych, a opinię biegłego skwitował stwierdzeniem, że czasem, gdy Justyna przed nim klęczała, kopał ją w krocze. Tak bardzo był zdenerwowany. Sąd nie uznał tego wyjaśnienia za wiarygodne, wychodząc z założenia, że skoro ekspertyza z sekcji zwłok jest jednoznaczna, a oprócz tatusia nikt inny nie miał z dzieckiem kontaktu przed jego śmiercią, to Wiesław Z. dopuścił się nie tylko zabójstwa. Sąd Wojewódzki w Opolu skazał Wiesława Z. na 15 lat pozbawienia wolności, ale nie był to ostatni akt rodzinnego dramatu. Wkrótce Małgorzata Z. została pozbawiona praw rodzicielskich nad młodszą córką. Gdy bo wiem zostały w domu same, mama skupiła się na własnym życiu towarzyskim, a zaniedbaną i głodną Klaudią musieli zająć się sąsiedzi. Wkrótce dziewczynka została umieszczona w placówce opiekuńczej. Klaudię odwiedzali w domu dziecka dziadkowie i ciocia. Matka nie nawiązała z córką żadnego kontaktu. Wiesław Z. wysyłał z więzienia do Klaudii rysunkowe listy, ale dziewczynka reagowała na nie obojętnie. Ani razu w rozmowach z wychowawczynią nie wspomniała o ojcu.