Gazeta Panorama OPOLSKA Wydawnictwo OPOLMEDIA Kontakt
panorama opolska

Wiadomości z Opola i okolic

Środa, 04 grudnia 2024
Imieniny: Barbary, Hieronima, Krystiana


Koń, który był konsulem


Błazen nadworny 06.12.2015

Opisuje w Żywotach Cezarów Swetoniusz, jako to Kaligula konia swego konsulem uczynić zapragnął. Pomija jednakowoż przy tem pewne istotne szczegóły.


Naprawdę bowiem było to tak. Już w pierwszym roku swego panowania zapadł był cesarz na ciężką chorobę, która w zupełności zmysły mu pomieszała. Odmienił się nie do poznania, nade wszystko zaś do przekonania przyszedł, iż nie tylko panem świata jest, ale i najprawdziwszym bogiem. To zaś przecie oznaczać musi zdolności nadprzyrodzone, a pośród nich - choć ta akurat jedną z bardziej przyziemnych się zdaje - mowy zwierząt wszelakich rozumienie. Jasnym jest jak słońce, że cesarz jeno wtedy, kiedy chciał, zwierzę jakie rozumiał, a słyszał to jeno, co mu akurat w zmysłów poplątaniu do głowy przyszło.

I tak udał się pewnego razu, w przeddzień wyścigów do pałacowych stajni, by konia swego obaczyć, którego był ongi nazwał Porcellus, co się wszak jako Prosiak tłumaczy.

- Prosiaczku! - Zawołał tedy stojąc we stajennych wrotach - spraw mi się aby dobrze w jutrzejszym biegu!

Koń jednakowoż nic odrzekł - był wszelako daleko i mógł nie dosłyszeć - atoli mała świnka podbiegła do Kaliguli, pokwikując radośnie:

- Szybko biegam Cezarze, na pewno zwyciężę!

Tu oczywista pewności nie ma, czyli faktycznie prosię jakoweś przypadkiem się w stajni znalazło, czy też może wszystko się cesarzowi zwidziało. Jakby jednak nie było, zdziwił się władca wielce, ale i w gniew wpadł srogi, do przekonania przyszedłszy, że oto mu świnię podkładają, a nie kto inny to czyni, jeno Gemellus, kuzyn jego, co jako wnuk Tyberiusza Cezara, pretensje do tronu mógłby sobie rościć. I wtedy to dwie rzeczy postanowił: Gemellusa zgładzić, co akurat na drugi dzień dokonane zostało, oraz koniowi swemu imię zmienić, żeby mu już nikt świństwa żadnego nie uczynił. Tak właśnie stał się Porcellus Incitatusem, co się z kolei na Rączy przekłada.

Prawdą jest także, jako pisze Swetoniusz, że Incitatus następnie stajnię z marmuru i żłób z kości słoniowej otrzymał, a wszystko to we własnym pałacu, gdzie siła niewolników mu usługiwało. Prawdą jest i to, że senatorem został, choć w tej akurat sprawie poskąpił uczony dziejopis czytelnikom szczegółów. Rzecz zaś odbyła się tak, że cesarz ze swym koniem na Forum przybywszy, do Kurii Julijskiej osobiście go wprowadził, już samym tym konfuzję pewną wśród zebranych czyniąc.

- Bądź pozdrowiony, Cezarze! - ozwał się jako pierwszy konsul Gnejusz Proculus - Pozwól, że zapytam, czy koniowi twemu dość wygodnie w sali naszych obrad będzie?

- Pozdrawiam Cię, Gnejuszu i was, jak mówią, czcigodni - odparł Kaligula - pytanie twe ze wszech miar słusznym mi się zdaje. Istotnie, trzeba będzie salę tę nieco przysposobić, a przede wszystkim żłób obok krzeseł kurulnych dla konsulów postawić, gdzie po prawdzie i tak miejsce dlań najwłaściwsze.

Chcąc nie chcąc, mimo uszu puścili tę uwagę obecni, zaś drugi konsul, Gajusz Nigrinus, zapytał usłużnie:

- Czy żłób kością słoniową wyłożymy, na podobieństwo tego, z którego nasz dostojny senator korzystać raczy we własnym pałacu?

Głos zabrał następnie Marek Juniusz Silanus, teść cesarza, a to zgłaszając wątpliwość, czy obradujący zdołają zrozumieć Incitatusa, jeśli ten zechce głos na jaki temat zabrać.

- Czyli ktoś jeszcze prócz Sylana nie będzie rozumiał, co też mój koń ma na myśli? - zapytał władca spoglądając po zebranych.

Nikt jednak nie uniósł dłoni, ani też słowem się nie ozwał.

- Widzisz więc Sylanie, że to jeno twój kłopot, iż innych senatorów pojąć nijak nie możesz. Warto zatem pomyśleć, czyś w ogóle winien w skład wchodzić tego oto gremium...

Jak wiemy z kart historii, dnia następnego rankiem Sylan podciął sobie gardło brzytwą, który to rodzaj śmierci zaproponował mu cesarski wysłannik.

Z protokołów posiedzeń łacno wywieść można, iż Incitatus nieczęsto zjawiał się w Senacie, co jednakowoż dziwić zbytnio nie powinno, bowiem podobnie jak i cesarza, bardziej go zajmowały wyścigi. A jeśli coś go jeszcze obchodziło - o Kaliguli tym razem mówimy - to z całą pewnością nie państwa, czy obywateli dobrobyt, lecz raczej knowania i dworskie intrygi. I tu właśnie do sedna rzeczy już się przybliżamy. Razu pewnego bowiem w oknie pałacu przysiadł sobie wróbel i ozwał się - lub raczej tak się cesarzowi zdało - w te oto słowa:

- Ktoś chce cię zgładzić, Cezarze!

- Nie może to być! - odparł Kaligula - Rzym cały mnie przecie miłuje!

- A jednak… - wróbel zatrzepotał skrzydłami.

- Skądże wiesz takie rzeczy?

- Wszystkie wróble już o tym ćwierkają…

- Mów zatem, kto to taki?!

- Nie domyślasz się? - spytał ptaszek przekrzywiając łepek - sam zgadnij!

- Lepidus? Łotr Lepidus? I pewno wraz z nim ten zdrajca, Getulik! Wiedziałem!

Wróbel sfrunął z okna, lecz zaraz usiadł tuż obok, na czubku cyprysa.

- I pewno ktoś jeszcze… - zastanowił się cesarz - No tak! Jakże mogłem być tak zaślepionym?! Moje siostry: Julia i Agrypina!

Skutkiem owego z wróblem wydarzenia Lepidus i Getulik zostali straceni, jednakowoż Julii i Agrypinie łaskę nadzwyczajną okazano, jedynie na wyspy dalekie je zsyłając.

Stał się też Kaligula odtąd nadzwyczaj podejrzliwy, więc gdy za czas jakiś zjawiło się w pałacu kilku znamienitych obywateli, imieniem Senatu pokornie prosząc, by cesarz godność konsula przyjąć raczył, taka oto myśl mu przyszła do głowy, że jako konsul bardziej jeszcze na zamach wystawionym będzie. Myśl równie jak inne szalona, boć przecie i bez urzędu onego władzę najwyższą i absolutną sprawował, na cios miecza skrytobójczy srodze się narażając i to tym więcej, iż nienawiść równie potężną, jak i trwogę pośród Rzymian budził. Odmówił więc z ostrożności, choć przecie tytuł wielce ponętnym mu się wydał, a nie chcąc go jednakże całkiem z rąk wypuścić, odrzekł krótko posłańcom:

- Przyjąłbym urząd, aliści z powodów sobie tylko wiadomych Incitatusa nań oto wyznaczam.

- Cezarze, zaiste mądry twój wybór - poczęli mówić delegowani jeden przez drugiego - więcej niż pewnym jest, iż koń twój sprawom państwowym podoła...

Zarżał na to Incitatus krótko, jakoby rzec chciał: Dam radę! I wkrótce potem raz jeszcze, dłużej, jakby dopowiedział: Wszak pierwszy we wczorajszym wyścigu do mety dobiegłem. Dam radę!

Nazajutrz zatem nowy konsul do Kurii Julijskiej stępa wkroczył i przy żłobie miejsce zajął, zaś wyzwoleniec cesarski Chilon, jego imieniem przed dostojną radą expositum odczytał. Sam je był zresztą spisał, rzecz jasna, podług wskazówek Kaliguli. Stało zaś w nim o zboża rozdawnictwie na skalę potężną, o budowie posągów wielkich i świątyń wspaniałych z publicznej kasy i o tem, że państwo ludowi za posiadanie potomstwa denarów pięćset co miesiąc płacić będzie, na starość zasię wikt i opierunek zapewni i jeszcze o wielu inszych rzeczach, na które by złota i trzem Rzymom nie stało.

Szczęśliwie jednak nie poszło Imperium z torbami, bo dnia następnego dwaj pretoriańscy trybuni, Kasjusz Cherea i Korneliusz Sabin, dopadłszy cesarza gdy z teatru wracał, aże trzydzieści pchnięć sztyletem pospołu mu zadali. Co zaś się Incitatusa tyczy, to jeszcze w ten sam dzień zebrali się senatorowie i nie tyle rumaka z urzędu złożyli, lecz jako jeden mąż poprzysięgli, iż nikt się nigdy o owym krótkim, końskim konsulowaniu nie dowie, a to z tego powodu, by wstydu jeszcze większego Rzymowi nie czynić. Godności senatorskiej pozbawił zaś Incitatusa wkrótce Klaudiusz Cezar, stwierdziwszy iż ten, dochodów żadnych nie posiadając, togi z purpurową lamówką pod siodło zakładać nie może.

Skoro więc z woli Senatu zdarzenie owo w zapomnienie poszło, tym samym i Swetoniusz wiedzieć o nim nie mógł i tylko o tem wspomniał, że cesarz konia swego konsulem mianować planował i że śmierć skrytobójcza projekt ów wniwecz obróciła. Zaś jak było naprawdę, ku przestrodze tak tyranom, jak i koniom ich, opowiedział Wam dzisiaj.