Wybory dopiero jesienią, lecz potencjalnych kandydatów ogarnia już gorączka urnowa, która w przeciwieństwie do krwotocznej gwarantuje niektórym pełnię osobistego szczęścia przez całą kadencję. Krótkotrwała posłanka PiS z czasów chwilowego tryumfu Jarosława Kaczyńskiego ogłosiła, że będzie kandydować na burmistrzynię Namysłowa, choć nikt ją o to nie pyta, a nawet przeciwnie. Szef partii na Opolszczyźnie zapewnił, że decyzję podejmie w stosownym czasie, więc póki co ochotniczka może sobie pomarzyć.
Burmistrz Ozimka występuje od jakiegoś czasu w mediach jako Jan L., gdyż przytrafiło mu się siąść za kierownicę pod wpływem. Zamiast złożyć z godnością urząd, walczy w sądzie jak lew. Mimo że zdaje sobie sprawę, iż nie może liczyć na poparcie mniejszości niemieckiej w kolejnych wyborach, chce przekonać obywateli miasteczka, że feralnego dnia znalazł się pod wpływem z powodu zażytych lekarstw. Miał go rozboleć żołądek oraz dziąsła, w dodatku z powodu przygnębienia złą sytuacją w gminie.
Różnie bywa z pamięcią klasy politycznej, ale generalnie procesy chemiczne zachodzące w neuronach tego podgatunku przebiegają nieco inaczej niż u pozostałej części ludzkości. Zeznający np. przed sejmową komisją śledczą do zbadania tzw. afery hazardowej powinni być poddani silnej terapii antydemencyjnej. Zwykły miłorząb w tym przypadku nie wystarczy. Jeśli w pobliżu sterów władzy mają nadal znajdować się osoby, które zapominają z kim, ile razy i w jakim celu spotykały się w ciągu ostatniego pół roku oraz czego dotyczyły rozmowy, to naprawdę strach się bać, żyjąc w takim kraju.
Na pamięć innych stymulująco działają natomiast sytuacje przedwyborcze. Roman Giertych - mimo że jest jeszcze w wieku, kiedy zmiany miażdżycowe nie powinny czynić spustoszenia w organizmie - zapomniał o tym, że niespełna dwa lata temu zapowiadał swoje trwałe odejście z polityki. Teraz chce reaktywacji, a na dobry początek wróciły mu wspomnienia o tym, jak Jarosław Kaczyński, będąc premierem, systemowo gromadził haki na politycznych przeciwników.
Mało tego. Szef PiS - niczym sławetny Feliks Dzierżyński - miał rozważać tak subtelne szutki, jak aresztowanie dla jaj żony Grzegorza Schetyny w celu sprawdzenia, w jakim stopniu prowokacja zdemobilizuje szeregi Platformy Obywatelskiej. Gdyby faktycznie w głowie premiera kiełkowały podobne plany, to Giertych - będąc wówczas wicepremierem i w dodatku praktykującym prawnikiem - powinien był niezwłocznie zawiadomić prokuraturę. Skoro tego nie zrobił, to ogłaszając dziś rewelacje, przyznaje się do współudziału w przestępstwie. Chyba, że wtedy zapomniał co się święci, a po latach - pod wpływem wzburzenia emocjonalnego, jakie niewątpliwie powoduje perspektywa powrotu do parlamentu - pamięć mu odżyła. Medycyna zna takie przypadki.
Większy problem może być z pamięcią opinii publicznej, wspomaganą przez zasoby internetowe, w których bez specjalnego wysiłku da się odszukać co Giertych wygadywał kiedyś o Platformie Obywatelskiej i poszczególnych jej liderach. Sondując teraz możliwość zasilenia szeregów PO były szef Ligi Polskich Rodzin udowadnia nie po raz pierwszy, że polityki nie należy traktować serio. Pamiętamy przecież jak u schyłku rządów Kaczyńskiego Giertych zawierał kilkudniowe przymierze z Andrzejem Lepperem. Obściskiwali się wtedy w nie mniejszej ekstazie niż w całkiem innej epoce Gierek z Breżniewem.
Sygnał gotowości Giertycha potwierdził już ze wstępną aprobatą Schetyna, co trzeba przyjąć ze zrozumieniem, gdyż faceci robią różne głupstwa na wieść o tym, że ktoś zamierzał dobrać się do ich kobiet. Jeśli natomiast opanowany zazwyczaj Jarosław Gowin widzi w akcesie Giertycha szansę wzmocnienia nurtu konserwatywnego PO, to Janusz Palikot powinien już szykować się na emigrację. Trudno sobie bowiem wyobrazić ich koegzystencję w szeregach jednej partii, jako że niedawno byli przeciwnikami procesowymi na sali sądowej.
Palikot nie przesunie się raczej w stronę SLD, bo tam jest już kabaretowo i bez jego obecności. W PSL pewnikiem też miejsca nie znajdzie, ponieważ nie zmieściłby się w konwencji dowcipu nacechowanego tradycją chłopską. Paradoksalnie Palikotowi może pozostać PiS. Wystarczy, żeby sobie przypomniał jak Donald Tusk zmuszał go do robienia podłych psikusów bliźniakom. Przystawiając pistolet do głowy albo bijąc po gołych piętach rzemieniem z nanizanymi kulkami z ołowiu.
Na szczęście prawo uniemożliwia powrót do polityki Andrzejowi Lepperowi. Gdy i jemu wróciła przedwyborcza pamięć, kolejna komisja śledcza mogła by dociekać, czy prawdą jest, że Talibowie wylądowali nie w Klewkach, lecz w mieszkaniu Jarosława Kaczyńskiego w celu uprowadzenia kota dla Bin Ladena.