Szajba na drogach
Jan Płaskoń 12.03.2013
Trzy lata temu w kampanii poprzedzającej wybory parlamentarne Donald Tusk mówił, że tylko facet bez prawa jazdy obwiesza Polskę fotoradarami, zamiast budować lepsze drogi. Szyderczy przytyk pod adresem Jarosława Kaczyńskiego obraca się w podręcznikową autoironię. Dróg nie będzie, bo jest kryzys. Fotoradarów natomiast przybędzie, ponieważ kryzys nie dotyczy wydatków na wzmacnianie kontroli państwa nad obywatelami.
W okresie rządów Platformy Obywatelskiej pojawiło się ich na Opolszczyźnie multum, ale w większości są to atrapy. Teraz zostaną wyposażone w maszynki do inkasowania mandatów. 50 mln euro ma kosztować budowa Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym, czyli po ludzki mówiąc spięcia istniejących i nowych fotoradarów w sieć, która spowoduje, że Wielki Brat osiągnie poziom wyższej generacji.
Wieżyczki ze szklanym okiem przestaną służyć nabijaniu gminnych kas, a staną się ważnym źródłem przychodu dla budżetu państwa. Stan dróg się z tego powodu nie poprawi, ale przecież premier przyznał ostatnio, że polityk nie powinien myśleć o tym, co będzie jutro, tylko jak ratować się dzisiaj. Finanse publiczne się sypią i ważny jest każdy grosz Centrum Wielkiego Brata znajdzie się pod nadzorem Inspekcji Transportu Drogowego, która otrzymuje uprawnienia policyjnej drogówki. Będzie mogła łoić kierowców do woli, mimo że jej przedstawiciele plotą na razie takie dyrdymały, jakby też byli towarzystwem bez prawa jazdy. Że skupią się przede wszystkim na prewencji.
Jedna usługa prewencyjna ma kosztować kierowcę aż 500 zł, jeśli w przypadku, gdy fotoradar wykona zamazane zdjęcie, nie zechce sypnąć, kto siedział za kierownicą. Wydłużono okres identyfikacji delikwentów namierzonych przez oko fotoradaru z miesiąca do pół roku, co zapowiada długofalowy proces wychowawczy. Jeśli nie zdarzą się nieprzewidziane przeszkody, będzie można uczynić z mandatów stałe źródło zasilania finansów publicznych. Plany Wielkiego Brata mogliby pokrzyżować tylko kierowcy, gdyby nie dali się podpuścić na zwiększone od 1 stycznia maksymalnie dozwolone prędkości na drogach. Sprytny zabieg ma przecież podłoże czysto psychologiczne. Skoro można szybciej, to dlaczego nie spróbować jeszcze szybciej.
Adrenalina osłabia czujność. Również na fotoradary. Jakiś policjant uprzedził zresztą w TV, że normy prędkości zwiększono z myślą o osobach doświadczonych i wypoczętych. Ciekawe w jaki sposób parametry te będą weryfikowane. Może w przyszłości system obejmie również kontrolę snu kierowców? Kamerki u wezgłowia, zsynchronizowane z centralnym komputerem nadzorującym życie obywateli, byłyby naszym niepoślednim wkładem w rozwój zjednoczonej Europy.
Z Nowym Rokiem wypada życzyć premierowi szerokiej drogi, zwłaszcza, że to rok wyborczy. Lepszych dróg co prawda nie przybyło i nie przybędzie, ale może przynajmniej szczęście dopisze i uda się przy zwiększonych dopuszczalnych prędkościach utrzymać statystyki ofiar wypadków na dotychczasowym poziomie.