Zdziwił się mocno poseł Ryszard Galla, gdy się dowiedział, że popiera w wyborach samorządowych kandydata PiS do rady powiatu. Zapewnienie tej treści pojawiło się na plakatach, tyle że Gallów jest dwóch. Oprócz reprezentującego opolską Mniejszość Niemiecką parlamentarzysty istnieje też Rysiu, który od lat usiłuje się przebić do polityki. Bezskutecznie, ale forsownie.
Przedwyborcze szaleństwo rozkręca się na całego, a dziennikarze śledczy zwyczajnie śpią. Wyodrębnienie w naszym fachu specjalizacji prokuratorskiej wydawało mi się od zawsze cokolwiek naciągane, gdyż dziennikarstwo z natury rzeczy sprowadza się do tropienia faktów albo przynajmniej własnych myśli. Skoro jednak wszystko musi być na za-chodnią modłę, to niech już będzie. Tylko dlaczego opinia publiczna nie została do dziś zaspokojona w kwestii pochodzenia damskich stringów, które założył był sobie na głowę podczas wycieczki do Afganistanu asy-stent ministra Radka Sikorskiego i zarazem kandydat na radnego w Byd-goszczy.
Lapidarny komunikat regionalnego kierownictwa PO o pozbawieniu Macieja Zegarskiego za karę funkcji szefa sztabu wyborczego absolutnie obywatelom nie wystarczy. Afgański bohater zapewnia, że nie zamierza spocząć na laurach i po wygranej chce realizować kolejne pomysły, a to stawia sprawę majtek na pozycji pryncypialnej. W trakcie ich użycia Ze-garski przebywał przecież w wojskowym helikopterze, który znajdował się w strefie działań bojowych. Należy więc wyjaśnić, czy wyruszając na woj-nę, zapakował stringi do plecaka czy też pozyskał je na miejscu od osoby płci przeciwnej.
W pierwszym przypadku nie trzeba nawet dywagować o dwuznaczno-ści sytuacji, którą działacz Platformy nie tylko fotograficznie utrwalił, ale w dodatku z własnej woli i potrzeby umieścił zdjęcie w Internecie. W drugim natomiast zasadnicza staje się kwestia bezpieczeństwa higieny pracy oraz urzędniczej odpowiedzialności. Helikopter musiał przecież wylądować. W Afganistanie burze piaskowe to normalne zjawisko. Nie posiadając stringów na właściwym miejscu koleżanka Zegarskiego została wy-stawiona na bezpośrednie zagrożenie. Czy zatem ktoś taki może walczyć o wyborczy mandat, którego piastowanie powinno się wiązać z troską o życie i zdrowie obywateli?
Bielizna w obecnej kampanii pojawia się często. Obok władzy i pieniędzy mamy więc brakujący element z zestawu, który w amerykańskich filmach ciągnie ludzi do polityki. Piosenka Sara May umieściła się na bil-bordach w bikini, bo chce jako radna warszawskiego Bemowa, żeby mieszkańcom było dobrze, a nawet jeszcze przyjemniej. Kandydująca do sejmiku śląskiego świeżo upieczona magister prawa, choć wizerunkowo zapięła się po szyję, to w warstwie werbalnej poszła na całość. Tak wy-kombinowała swoje hasło wyborcze, że pierwsze litery wyrazów układają się w słowo SEKS. Dziewczyna zamierza walczyć o powszechny dostęp do bezprzewodowej sieci, ale preferencji (portalowych) na razie nie zdra-dza.
Starzy gracze nie wychodzą natomiast w kampanii poza utartą konwencję, która generalnie sprowadza się do zasady wtłoczenia wyborcom do mózgu jak największego strumienia wody. Donald Tusk hałasuje, żeby nie robić polityki, tylko budować Polskę. Strach otworzyć lodówkę, bo z projektem nowego przedszkola może wyskoczyć marszałek Schetyna w towarzystwie tłumu z reklamówki.
Tymczasem prezydent Wrocławia od kilku lat nie robi nic innego, tylko buduje i buduje. Nie chce się jednak zakumplować z Platformą, więc par-tia premiera podeszła go metodą sklerotyka cierpiącego na spotęgowane omamy. We wrocławskiej prasie ukazało się ostrzeżenie, że oddając głos na Rafał Dutkiewicza i jego komitet mieszkańcy stolicy Dolnego Śląska wybiorą Prawo Sprawiedliwość.
Platforma posłużyła się w reklamie przeinterpretowanym cytatem z Jarosława Kaczyńskiego, co nie jest dziś wielką sztuką, bo prezes PiS wygaduje takie rzeczy, że jeśli ktoś się uprze, to bez specjalnego wysiłku może dowieść, że po Wrocławiu biegają krasnoludki.
Prezydent poszedł do sądu i wygrał. Dziwnego chłopisko z tego Dudkiewicza. Mógł przecież, zamiast modernizować miasto, założyć coś nietypowego na głowę albo przejść się po Rynku w skąpym bikini i miałby w mediach prawdziwy przedwyborczy festiwal. Bez stresów i bez oskarżeń o polityczne koligacje.
Poseł Ryszard Galla nie ma ochoty się procesować, więc popierany przez jego imiennika kandydat PiS może wygrać wybory. Trzy lata temu Galla numer 2 o mały włos nie dostał się do sejmu.