Policja jest biedna, więc musi oszczędzać. Społeczeństwo jest bogate, więc może być przez policję łupione.
W ramach kampanii zmniejszania kosztów szef komendy wojewódzkiej w Opolu powołał specjalny zespół, który zbiera się raz w miesiącu i dywaguje co by jeszcze można okroić. Ostatnio zalecono policjantom cięcie papieru. Jeśli przeznaczona do umieszczenia treść nie jest zbyt długa, to kartkę należy rozpołowić i ulokować na niej dwie treści. Niewykluczone, że idąc tropem włosa dzielonego na czworo, w niedalekiej przyszłości nastąpi ćwiartowanie ryzy. Można też prosić adresatów, aby odsyłali otrzymane pisma, a następnie zapisywać je po drugiej stronie.
Wysyłka musiałaby się odbywać na koszt nadawcy, ponieważ w zakresie usług pocztowych i telekomunikacyjnych też obowiązują oszczędności. Listy priorytetowe oraz za zwrotnym poświadczeniem mogą być wysyłane tylko w sytuacjach wyjątkowych, po uprzednim uzyskaniu zgody przełożonego. W przypadku limitów na rozmowy telefoniczne zastosowano hierarchizację. Komendant ma prawo wydzwonić dziennie 10 zł, ale kierownik sekcji już tylko 2,50.
Celem ograniczeń jest realizacja dyrektywy komendanta głównego Policji, aby funkcjonariusze częściej korzystali z poczty mailowej. Szkopuł w tym, że w opolskiej komendzie dostęp do Internetu posiadają tylko naczelnicy wydziałów oraz ich zastępcy. Gdyby nawet znalazły się okazjonalnie pieniądze na zakup większej ilości komputerów i podłączenie ich do sieci, byłoby to sprzeczne z najnowszymi zaleceniami zespołu do spraw oszczędzania. Dotyczą one ograniczeń w zużyciu prądu.
Co prawda policjanci nie muszą jeszcze ślęczeć przy świeczkach, ale wszystko jest na dobrej drodze. Na razie kazano im wyłączyć dystrybutory wody, które kupili sobie za własne składkowe pieniądze, żeby nie raczyć się lurą z kranu. Komendant nakazał też prewencyjnie zabrać do domów prywatne grzejniki na wypadek, gdyby któryś chciał podnieść sobie temperaturę w pomieszczeniu.
Jeśli natomiast chodzi o logikę postępowania wobec obywateli - którzy nota bene tę biedną policję ciągle utrzymują i tak już zostanie na zawsze - to obowiązuje kurs przeciwstawny. Widać to gołym okiem na ulicach. Opole należy chyba do najbardziej zatłoczonych miast na świecie, więc zaparkowanie auta o jakiejkolwiek porze wymaga umiejętności niemal ekwilibrystycznych. Niech no jednak któryś kierowca przekroczy o pięć centymetrów przepisy, a natychmiast jak spod ziemi wyrasta patrol i plombuje koła. Na biednych przecież nie trafiło. Skoro mają pieniądze na drogie samochody i w dodatku nie oszczędzają na coraz droższej benzynie - niech bulą za mandaty.
Ulubionym zajęciem policjantów jest nocna penetracja osiedli - sypialni. Gdy pogasną światła w blokowiskach, patrole wyruszają na łowy, a o poranku ludzie zamiast jechać do pracy, muszą konwersować z policją w celu zwolnienia z aresztu swoich samochodów. Służby drogowe doskonale wiedzą, że od dawna brakuje miejsc parkingowych, lecz mimo to stawiają absurdalne znaki zakazu, żeby uprzykrzyć mieszkańcom życie. W końcu trzeba policję finansowo wspomagać. W przeciwnym razie mogłoby jej nie starczyć nawet na papier i musiałaby się cofnąć do ery zapisywanych kredą drewnianych tabliczek.