Radni gminy Prudnik wyprzedzili na kilka długości premiera Tuska. Szef PO w związku z tak zwaną aferą hazardową chce w ciągu pięciu lat zlikwidować w Polsce automaty zwane jednorękimi bandytami. Rajcy z południa Opolszczyzny podnieśli natomiast niezwłocznie czynsze w lokalach, w których takie maszyny się znajdą. Dzierżawcy knajp, sklepów, a nawet wychodków, będą od nowego roku płacić podwójną stawkę, jeśli odważą się kręcić interesy z podejrzaną branżą.
Posłowie generalnie mogliby się uczyć politycznej asertywności od prowincji. Ledwie desygnowany na przewodniczącego hazardowej komisji śledczej Mirosław Sekuła już oznajmił, że nie widzi potrzeby konfrontowania zeznań Donalda Tuska i byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, choć w rzeczonej sprawie przedstawiają oni skrajnie sprzeczne trele morele. Gdyby takie oświadczenie miało miejsce w Prudniku, poseł oberwałby po kasie i natychmiast zmienił zdanie.
Sekuła zasłania się troską o renomę państwa, którą mogłoby rzekomo nadwerężyć postawienie premiera oko w oko z jego niedawnym podwładnym. Pomijając okoliczność, iż po 20 latach wytężonej pracy elit politycznych niewiele już może państwu polskiemu zaszkodzić, godzi się przypomnieć, że Platforma miała w podobnej kwestii całkiem odmienne zdanie, gdy przed komisję badającą aferę Rywina chciano wezwać prezydenta Kwaśniewskiego. O ile mnie pamięć nie zawodzi, również w speckomisji do spraw nacisków politycznych kiełkował pomysł przesłuchania prezydenta Kaczyńskiego, i PO także nie przejmowało się majestatem Najjaśniejszej.
W związku z aferą hazardową politycy od lewa do prawa zaczęli nagminnie odmieniać przez przypadki słowo prawda. Albo to jakiś nowy chwyt reklamowy, albo przysposobieni do tego zawodu całkiem utracili zdolność rozumienia ojczystego języka. Łączyć bowiem w Polsce prawdę z polityką, to jakby debatować o dziewictwie pod drzwiami agencji towarzyskiej.
O aksjomaty - jakże by inaczej - chce walczyć Jarosław Kaczyński, który zaapelował nawet do wszystkich mediów, aby zawarły "sojusz z prawdą", co może sprawiać wrażenie, że rodzony brat prezydenta zmienił poglądy. Całkiem niedawno dzielił on przecież media na toruńskie oraz niemieckojęzyczne, a następnie zobowiązał swój aktyw do bojkotu stacji prezentujących opinie niezgodne z linią PiS. Nieporozumienie wyjaśniło się szybko. Myśląc o przymierzu, prezes chciał powiedzieć, żeby dziennikarze przestali deptać po piętach byłemu szefowi CBA. Wychodzi na to, że według PiS komisja hazardowa jest właściwie zbędna, gdyż prawda i Kamiński to jedno, a kto twierdzi inaczej, ten ma z gruntu przechlapane.
Na inicjującym powołanie komisji posiedzeniu sejmu sedno sprawy utrafił celnie, choć w sposób przypadkowy poseł PO Sebastian Karpiniuk. Przewodniczący zespołu do spraw nacisków stwierdził w zwykłych żołnierskich słowach, iż prawda leży tam, gdzie leży. Poszukiwania mogą więc trwać długo i niekoniecznie doprowadzić do miejsca, gdzie pies został pogrzebany.
A w Prudniku wszystko takie proste.