Sąd Rejonowy w Kędzierzynie-Koźlu ukarał nawiązką w wysokości 300 zł emeryta, którego poniosły nerwy w miejscowym inspektoracie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Mogło być dużo gorzej. 67-letniemu Janowi Zimowskiemu groziły nawet trzy lata więzienia, ponieważ został oskarżony z artykułu 224 kk, który dotyczy terrorystów. "Groził wysadzeniem budynku ZUS w celu wywarcia wpływu na czynności urzędowe w postaci wypłacenia świadczenia przedemerytalnego" - napisał prokurator w akcie oskarżenia. Pan Jan powinien być wdzięczny wymiarowi sprawiedliwości, że nie posłał go na przesłuchania do słynnego więzienia w Guantanamo.
Sprawy miały się tak. Zimowski nie dostał na czas emerytury, więc poszedł do urzędu upomnieć się o swoje, ponieważ nie miał za co żyć. Odsyłany od biurka do biurka nie zapanował w końcu nad emocjami i wygarnął co myśli o tej instytucji. Jak twierdzi, wyraził się tymi słowy: trzeba by was w końcu rozsadzić i przewietrzyć. Miał przy tym na myśli rozparcelowanie urzędniczek w celu usprawnienia ich pracy i zajęcia się petentami. Kancelistki usłyszały natomiast jakoby emeryt powiedział, że wysadzi budynek w powietrze i nawet zgromadził już w tym celu w piwnicy materiały wybuchowe.
Co ciekawe, urzędniczki poczuły się zagrożone dopiero po dwóch dniach, ale zawiadomiona przez nie policja przystąpiła natychmiast do akcji, a prokurator rychło wziął się za sporządzenie oskarżenia. Emeryt był wielokrotnie przesłuchiwany, natomiast pracownice ZUS wraz z upływem czasu przypominały sobie nowe okoliczności zajścia. Twierdziły na przykład, że od pana Jana czuć był alkohol. W tym momencie w obronie emeryta stanęła rzesza jego kolegów i koleżanek, którzy pod przysięgą chcieli zeznać, że Zimowski nawet z okazji wielkich uroczystości nie umoczy ust w szampanie, ponieważ generalnie jest abstynentem. Prokurator nie był jednak zainteresowany takimi dowodami.
Nie pofatygował się też sprawdzić, co faktycznie pan Jan trzyma w piwnicy. Emeryt nie musiał rzecz jasna składować tam granatów czy trotylu. W rękach potencjalnego terrororysty nawet słoiki z kiszonymi ogórkami są jednak groźną bronią. Podłożone pod biurko urzędniczki mogą przecież w wyniku fermentacji wyrzucić ją w powietrze. Przedstawiciela organów ścigania nie interesowały jednak dowody w sprawie. Zadowolił się słowem przedstawicielek organu ściągania składek emerytalnych.
Prokurator nie przejął się stanowiskiem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która ustami prof. Hołdy wyraziła opinię, że tę groteskową sprawę należy umorzyć na etapie śledztwa. Na przekór logice oskarżyciel zażądał, żeby sąd skazał emeryta na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu, a że emeryt z natury ma bycze zdrowie - to jeszcze dodatkowo na prace społeczne.
14 maja w sali sądu w Kędzierzynie-Koźlu nastąpił tryumf sprawiedliwości. Grono emerytów w czasie ogłaszania wyroku buczało jak kibice na kiepskim meczu, mimo że Zimowski został ukarany jedynie finansowo. Pan Jan, który przez całe życie nie dostał nawet mandatu, stał się ofiarą urzędniczek, na których utrzymanie - również przez całe życie - bulił niemałe pieniądze.
Nie wiadomo, czy wyznaczając na beneficjanta nawiązki hospicjum św. Karola sąd postąpił przypadkowo, czy też posłużył się przewrotną metaforą. Ów święty jest bowiem patronem osób biednych i pokrzywdzonych.