Gazeta Panorama OPOLSKA Wydawnictwo OPOLMEDIA Kontakt
panorama opolska

Wiadomości z Opola i okolic

Czwartek, 31 października 2024
Imieniny: Alfonsa, Krzysztofa, Tomasza


Pochodnie, pszczoły i anioły


Ilona Miluszewska 13.12.2015

Ciemno, zimno, mży, październikowa noc. Ruiny Zamku Świny. Słychać tylko przytłumione rozmowy garstki wędrowców, którzy tu zawitali. Z oddali odzywa się muzyka.


Wraz z nią pojawia się światło. Jak zaczarowani oglądamy taniec z pochodniami grupy „Black Fire”. Sylwetki tańczących dziewcząt na tle średniowiecznych murów przenoszą nas w magiczny świat. Pochodnie rozsiewają iskry. Niezwykły spektakl.

Wracamy tam w świetle dnia. Podziwiamy miejsce pamiętające - wg legend - 900 rok. Kiedy zamek został wzniesiony dokładnie nie wiadomo. Informacja o Suini in Poloniae pojawia się w dokumentach czeskiego kronikarza Cosmasa z 1108 r. Była to jedna z pierwszych murowanych warowni na terenie Dolnego Śląska, należąca do rodu Świnków. Straciła na znaczeniu i została opuszczona w XVIII w.

Dary ziemi
Odwiedzając firmę „Stolarstwo-Tartacznictwo” Ryszarda Sułkowskiego w nieodległym od Świn Bolkowie - specjalizującą się w produkcji ekologicznego, drewnianego sprzętu pszczelarskiego - nie przypuszczaliśmy, że spotkamy człowieka, który o pszczelarstwie wie wszystko. I tak zajmująco potrafi o pszczołach, ich zwyczajach i miodach opowiadać.

- Nie dość, że całe życie ciężko pracują, muszą jeszcze żywić trutnia, nie mając z nim żadnej przyjemności… - to tylko jedna z anegdot naszego gospodarza.

- Pszczoły bardzo chętnie mieszkają w dziuplach lipowych, bo lipy posiadają odpowiedniego rodzaju woski, jest tam ciepło i cicho… - mówi Ryszard Sułkowski. - Niektóre wybierają świerk, ale to rzadkość. Lipa jednak nie nadaje się na zewnątrz ula, bo jest mocno higroskopijna, dlatego z drewna lipowego robi się środek, a na zewnątrz kładzie świerk, ewentualnie inne drewno iglaste - bardziej odporne na wilgoć.
Miód, który tam jedliśmy i piliśmy był doprawdy wart grzechu.

W nieodległych Sadach Dolnych zwiedzamy Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Rolne. Powstało w 1994 roku, po zlikwidowanym kombinacie rolnym Bolków. Pan Roman Krosnowski, dzisiaj największy pracodawca na terenie powiatu, wygrał przetarg na dzierżawienie obiektu. Zaczął od 460 ha, z czasem dołączał kolejne grunty. Podjął ryzyko stworzenia gospodarstwa ponad 1000 ha, zatrudnił ludzi (dzisiaj to 100 osób), wziął kredyty, skorzystał ze środków unijnych.

Podstawowa jest tu produkcja roślinna - pszenica, rzepak i jęczmień oraz kukurydza wykorzystywana jako pasza dla zwierząt. Jest także hodowla trzody chlewnej i bydło mięsne. Kolejny ciekawy człowiek, który podkreśla, że zawsze wraca do domu z radością. - Tu się oko nie nudzi - mówi Roman Krosnowski. - Mamy tak różnorodny krajobraz…

Opatrzność i Anioły
Wiktor Urbańczyk za głębokiej komuny chodził po górach i szukał domu. Trafił do Radzimowic. Dom, w którym postanowił zamieszkać był ruiną, o której budowlańcy mówili, że nie opłaca się tego remontować. Dzisiaj po ruinie nie ma śladu.

Swój rozkwit Radzimowice miały w XIII-XVI w., kiedy wydobywano tu srebro i złoto. Był ratusz, dwa kościoły, szkoła parafialna, urząd górniczy i sąd górniczy. Kiedy pokłady kruszcu się kończyły, powstała jeszcze huta arszeniku, ale miejscowość powoli upadała. Przed wojną było tu już tylko szaro i buro. Po wojnie przyjechali Polacy, zamieszkali w domach razem z Niemcami, dopóki ci ostatni nie wyjechali. Uprawili ziemię, ale ich dzieci już nie wiedziały tu przyszłości, uciekały do miasta. Mieszkańcy umierali, a razem z nimi Radzimowice…

Dzisiaj nie ma już ani ratusza, ani kościołów… Jest mały rynek, a w jego centralnym punkcie przy studni rośnie wierzba. Widać stąd wszystkie 11 domów, które składają się na sołectwo. Zameldowanych jest tu 8 osób. Wiktor Urbańczyk pojawił się na tym terenie w czerwcu 1986 r., a w 2003 r. został sołtysem miejscowości.

To nie jest modna wioska tematyczna, bo nie ma tu jednego tematu. Zagroda sołtysa jest zagrodą orkiszową, nieopodal jest zagroda zdrowia, dalej szklana manufaktura, dom dziewięciu sił, dom chleba, gospoda, stolarnia i dom zboża. Odwiedzamy gospodę, jemy chleb ze smalcem, pijemy wino przypominające w smaku portugalskie porto...

Wino i chleb robią sami. Wino od 30 lat, chleb od 10. Chleb ze zboża orkiszowego. Pierwszy zasiew na 30 arach Wiktor Urbańczyk robił z ręki. Dzisiaj uprawia orkisz na 2,5 do 5 ha. W gospodarstwie ekologicznym produkują kilkanaście produktów: ciasteczka, jabłecznik, podpłomyki, makaron, mąkę, płatki, otręby, kaszę, ziarno, grysik. Wino powstaje z czarnej porzeczki, z fermentacją przy udziale dzikich drożdży.

Bywa, że w Radzimowicach, przy okazji imprez kulturalnych, pojawia się jednocześnie ponad 200 osób. 2 maja jest święto flagi, na przełomie czerwca i lipca - święto chleba powszedniego i wina dobrego, które w 2016 r. (24-26 czerwca) połączone ma być z wiecem słowiańskim. Ale najważniejszy jest festiwal „Świat kultur” - zawsze w pierwszą sobotę sierpnia. W 2016 r. odbędzie się jego 10 edycja - z wystawami fotografii, malarstwa, prelekcjami.
- Dla mnie sztuką są zarówno dobre pierogi, jak i obraz - podkreśla Wiktor Urbańczyk.

Zupełnie wyjątkowy jest też świat Bogusławy Rudnickiej, właścicielki zagrody edukacyjnej „Galeria pod Aniołem” w Dobkowie. Pani Bogusława od 16 lat zajmuje się ceramiką. Stworzyła to miejsce od podstaw.
Powstają tam anioły, kubki, talerze, żaby, rondle, patery - wszystkie robione ręcznie, niepowtarzalne.

Dobków to koniec świata… Z dala od zgiełku. Bogusława Rudnicka z rodziną osiedliła się tutaj 27 lat temu. W miejscu dzisiejszej galerii była wylęgarnia szczurów i myszy. Chlewik ze świniami, kury, kaczki… Zdarzyło się w jej życiu, że nie miała z czego żyć, a trzeba było zadbać o troje dzieci.

Spotkała wtedy Anioła, który powiedział: pani Bogusiu, płacze pani, że nie ma pieniędzy, a tu tymczasem taki dar w rękach! Dostała glinę, uczyła się lepić, jeździła wypalać swoje wyroby do znajomego kilka kilometrów od domu. Krucha glina tłukła się w drodze, z 20 prac dowoziła 12. Po dwóch latach znajomy przekonał ją, że musi mieć swój piec.

W zagrodzie pani Bogusi odbywają się dzisiaj m.in. zajęcia „Z gliną na wesoło”. Każdy własnoręcznie może coś stworzyć, później wyroby są wypalane, szkliwione i stają się własnością autorów. Marzyła, żeby zapach swojskiego chleba unosił się dookoła. I to się spełniło. Na zajęciach „Od ziarenka do bochenka”- dzieciaki samodzielnie wypiekają chleb, rogale, pierniki, pizze.

Kto raz tu przyjedzie - wraca. Glina wycisza ludzi. Takie to miejsce.
Niedaleko - zupełnie inna w charakterze, powstała ze środków unijnych - Zagroda Sudecka, gdzie dzieci i dorośli mogą zobaczyć strzelającą w niebo lawę, pojawiające się i ustępujące morza i potężne lodowce.

W sali ziemi - plansza z ukształtowaniem rzeki na trenie podgórskim. Obok gabloty z minerałami z regionu - markazytem, srebrem i złotem, gipsem, łupkami miedzionośnymi o kolorze zielonkawym, węglem, septarią, oliwinem, piaskowcem, agatem, pirytem, granatem, aragonitem. W interaktywnej sali krajobrazu można samemu wybudować dom. Jest też sala, gdzie można przeżyć trzęsienie ziemi. W kolejnej - zobaczyć jak wyglądała kuchnia 100 lat temu, z trzema piecami - do wypieku chleba, do gotowania i trzecim do prania.