Gazeta Panorama OPOLSKA Wydawnictwo OPOLMEDIA Kontakt
panorama opolska

Wiadomości z Opola i okolic

Piątek, 26 kwietnia 2024
Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda


Drugi pogrzeb księcia


Jan Płaskoń, Agnieszka Malik 17.04.2013

Prałat Stefan Baldy przez lata ukrywał miejsce pochówku ostatniego z opolskich Piastów. Zmarł na dziwną chorobę, która wystąpiła zaraz po tym, gdy wszedł do krypty Jana Dobrego.


W ostatni poniedziałek września 1998 roku do Katedry Świętego Krzyża w Opolu weszła specjalna komisja, którą po zatwierdzeniu przez arcybiskupa Alfonsa Nossola powołał proboszcz świątyni ks. prałat Stefan Baldy. Oprócz osób duchownych zespół tworzyli: antropolog i lekarz ortopeda, historyk, wojewódzki konserwator zabytków oraz archeolodzy i pracownicy sanepidu. Komisja miała przeprowadzić ekshumację ludzkich szczątków spoczywających pod posadzką w głównej nawie kościoła. O ich istnieniu ksiądz Baldy wiedział od trzynastu lat. W 1985 roku przy pomocy dwóch parafialnych pracowników zdjął w środku nocy kilka granitowych płyt z podłogi przed ołtarzem. Mężczyźni ujrzeli szkielet zatopiony w skamieniałym wapnie, które wypełniało zbutwiałą trumnę. Przed świtem zatarli ślady penetracji, a gdy nazajutrz proboszcz powiedział o odkryciu biskupowi, ten rozsądził: - Zostawmy go w spokoju, jeśli nie chcemy, żeby pod pretekstem wykopalisk zamknęli nam katedrę. Milczenie prałata trwało znacznie dłużej niż władza, której obawiał się ordynariusz diecezji. Dopiero wiosną 1998 roku, gdy ważyły się losy województwa opolskiego, ks. Baldy zażartował podczas spotkania obrońców regionu: - Albo nas Jan ocali, albo zostanie pod posadzką przez następne wieki. Ktoś zapytał, o kim mowa, więc kapłan objaśnił, że o ostatnim z opolskich Piastów, o księciu Janie, zwanym Dobrym, którego grobu na próżno od lat szukali historycy. Ludzie zgromadzeni na plebanii puścili mimo uszu słowa proboszcza. Podobnie jak tłum, który w lipcu świętował hucznie na opolskim rynku utrzymanie województwa. Przemawiając wtedy do zebranych, proboszcz zapowiedział, że choć Jan ocalił tylko część swojego księstwa, bo Racibórz pozostał w Katowickiem, to on słowa dotrzyma i wydobędzie księcia z mrocznego podziemia. - Milczałem jak przykazał biskup. Gdyby jednak historycy uważniej czytali książki, poznaliby moją tajemnicę dużo wcześniej - nazajutrz prałat pokazał album, który wydał w 1994 roku z okazji 700-lecia parafii św. Krzyża. Pod jedną z ilustracji znajduje się wyraźna wskazówka, gdzie należy szukać kości ostatniego Piastowicza na opolskim grodzie. Jan II urodził się około roku 1460.

Po śmierci brata Mikołaja, którego w 1497 roku podstępnie aresztowano i ścięto w Nysie, objął rządy w księstwie opolskim i w ciągu 35 lat panowania stworzył zeń prawdziwą potęgę terytorialną oraz gospodarczą. Zasłynął z tego, że nie wojował mieczem, lecz pieniądzem, czerpiąc wysokie profity z pożyczek, których udzielał śląskim książętom i wrocławskim mieszczanom, a nawet władcom czeskim. W historycznych dokumentach zachował się zapis o Karolu z Podiebradu, synu niegdysiejszego króla Czech, który pożyczył od Jana olbrzymią kwotę 25 000 florenów węgierskich, zastawiając księstwo ziębickie. Opolski książę nie gardził żadnym skrawkiem ziemi. Kupował zarówno obfitujące w minerały tereny koło Bytomia, jak i ubogie wsie pod Kluczborkiem. Dzięki pomnożeniu bogactwa i taktycznym małżeństwom swoich sióstr, a także talentom dyplomatycznym, Jan Dobry szybko powiększał obszar panowania, dążąc skutecznie do zjednoczenia pod piastowskim berłem całego Górnego Śląska. Jedenaście lat przed śmiercią przyłączył do swoich włości księstwo raciborskie i tym samym stał się właścicielem 12 000 kilometrów kwadratowych ziem, które na południu opierały się o Sudety, a na wschodzie sięgały Gliwic i Tarnowskich Gór. Takie dzieło nie udało się dotąd żadnemu ze śląskich Piastów. Jan II przeszedł do historii jako autor ogłoszonego w 1528 roku "Ordunku górnego", czyli pierwszej napisanej w języku polskim ustawy górniczej, na której przez stulecia opierali się autorzy kolejnych aktów prawnych regulujących funkcjonowanie przemysłu wydobywczego i hutniczego. Opolski książę zawarł w owej konstytucji górnictwa zasady wynagradzania gwarków, nakazywał tworzyć dla nich lecznice i kasy ubezpieczeniowe, ograniczał samowolę nadzorców i urzędników. Był niczym średniowieczne związki zawodowe. Gdy przed nyskim ratuszem szykowano egzekucję Mikołaja, brata Jana, a oskarżyciele przekrzykiwali się po niemiecku, podsądny Mikołaj zażądał tłumacza, który przełoży ich słowa na polski lub czeski, bo nie rozumiał, dlaczego zarzucają mu zdradę i zamiar zabicia jednego z książąt. Przypadek ten pokazuje jak skomplikowane były stosunki narodowościowe na Śląsku już w XV wieku. Również Jan Dobry zasłynął z tego, że mawiał, iż byłby niemym bałwanem, gdyby nie znał języka polskiego. Nękany artretyzmem i chorobą reumatyczną zmarł w 1532 roku, nie zostawiając po sobie potomstwa i tym samym przerywając linię rodową opolskich Piastów. Dwa lata przed śmiercią księcia ulokowali się na opolskim zamku wysłannicy Ferdynanda Habsburga, którzy - pod pozorem obrony katolicyzmu przed naporem innowierców - pilnowali, by nikt nie uszczuplił książęcego skarbca. Drugiego dnia po pogrzebie wywieziono do Wiednia ogromny majątek władcy. Na wozy załadowano pełne monet skrzynie i worki, a nawet beczki po śledziach. Do tego niezliczone ilości naczyń i biżuterii, szlachetne kamienie i perły, samorodki złota, żelazne zbroje i broń. Ciało księcia mocą jego ostatniej woli złożono w trumnie z ołowiu w prezbiterium kościoła św. Krzyża, który odbudował z kompletnej ruiny po wojennych pożogach. 70-letni Jan II został pochowany w rycerskim stroju. Do prawej dłoni włożono mu książęcy miecz, do lewej sztandar księstwa - niebiesko-żółtą chorągiew, na której złotą nicią wyhaftowane było godło księstwa. Pięćdziesiąt lat po śmierci ostatniego Piasta kapituła kolegiacka - zainspirowana przez starostę głogóweckiego Jana Oppersdorfa - ufundowała okazały sarkofag, który miał upamiętnić majestat i zasługi Jana Dobrego. Przykrywająca kolumbarium płyta z różowego marmuru, na której łacińskie epitafium kładzie się u stóp dwóch piastowskich orłów, zdobi dziś w katedrze ścianę w bocznej nawie, nazwanej kaplicą piastowską.

Zaduszki nad sarkofagiem

Sanktuarium św. Krzyża na przestrzeni wieków trawiły pożary. Jego główną część wielokrotnie przebudowywano, dlatego trudno było wskazać dokładnie miejsce, gdzie stał sarkofag. Na podstawie kościelnych annałów dał się jedynie określić czas, kiedy został on rozebrany. Nastąpiło to w 1774 roku podczas generalnego remontu świątyni. Opole znajdowało się wówczas pod panowaniem pruskim, a nad grobowcem Jana Dobrego wierni często odprawiali patriotyczne zaduszki. Do tego stopnia rozsierdziły one władzę, że po jednym z kolejnych nabożeństw król Fryderyk II zesłał na banicję do klasztoru franciszkanów biskupa wrocławskiego Filipa Schaffgotscha za to, że nie dopilnował zakazu. Remont kościoła był dobrą okazją, żeby pozbyć się sarkofagu. Kości ostatniego Piasta złożono do betonowego grobu w głównej nawie, który przykryto taką samą granitową płytą, z jakiej była wykonana posadzka, i w ten sposób skutecznie zatarto ślady po ostatnim z opolskich Piastów. Zakazano także chowania zmarłych w świątyni. - Modlitwy nad sarkofagiem nie zaczęły się w dobie pruskiej, ale znacznie wcześniej - prałat Baldy sięgnął po książkę z protokołami inspekcji, jaką w roku 1687 przeprowadził w Opolu wrocławski kanonik Joahannes Brunetti. Wizytator uznał za godne potępienia praktyki wikariuszy, którzy gromadzą się wokół grobowca "ex marmore rubeo" (z czerwonego marmuru) i kładąc na nim brewiarze, odprawiają modły, a także śpiewają pieśni, jakby nie wiedzieli, gdzie znajduje się ołtarz. Kanonik nakazał czym prędzej wykonać drewniane pulpity pod brewiarze i zaprzestać praktyk przy sarkofagu. - Podczas remontu organów - wspominał proboszcz katedry - odnalazłem przypadkiem brewiarz z tamtego okresu. To olbrzymia i ciężka księga, z pewnością trudno ją było utrzymać przez dłuższy czas w rękach. Moja wyobraźnia zaczęła pracować, gdy dokładnie wczytywałem się w uwagi Brunettiego. Kanonik w swoim protokole bardzo plastycznie opisał wygląd katedry. Można zamknąć oczy i wyobrazić sobie miejsce, gdzie stał sarkofag. Detektywistyczny zmysł prałata wspomogło kolejne odkrycie. W czasie remontu salki katechetycznej znalazł on wśród zapomnianych szpargałów przedwojenną akwarelę autorstwa profesora Feya. Na obrazie widać dawną aranżację prezbiterium, niemal plan, który wskazuje na lokalizację sarkofagu. - Trafiłem bezbłędnie - prałat wspominał noc z 29 na 30 listopada 1985 roku, gdy zdejmował płyty z posadzki przed głównym ołtarzem w towarzystwie dwóch zaufanych pomocników. Książę znajdował się tuż pod podłogą. Szkielet przetrwał w naturalnej pozycji, ponieważ użyte przez Prusaków do dezynfekcji wapno wybornie go zakonserwowało. Kości rąk były ułożone tak, jakby władca trzymał w nich niewidzialny miecz i sztandar.

Alergia po odkryciu

Po nocnej eskapadzie na dłoniach proboszcza powstała wysypka, której przyczyny nie potrafili ustalić najlepsi medycy. Pojawiła się wkrótce po otwarciu grobu. Z czasem doszły inne dolegliwości: opuchlizna kończyn, bóle w stawach. - Tamtej nocy miałem odsłonięte ręce - wspominał prałat. - Targały mną takie emocje, że w ogóle nie myślałem, co robię. Ledwie skończył się stan wojenny i jakiś uprzejmy przechodzień mógł donieść, że ksiądz harcuje w środku nocy w kościele. Po otwarciu grobu prałat wykonał serię zdjęć, ale nazajutrz ktoś ukradł aparat z filmem, korzystając z uchylonych drzwi na plebanię. Trzynaście lat później Baldy żartował, że być może złodziejem kierowała wtedy opatrzność. Bo przecież proboszcz mógł się skusić i pokazać komuś fotografie, a tym samym złamać zakaz biskupa. Milczenie prałata było jednak pozorne. Nie mówiąc o swoim odkryciu nikomu w Polsce, zaczął poszukiwać książęcych insygniów w Szwecji. Gdyby więc tamtejsi kustosze byli bardziej dociekliwi, mogli łatwo się zorientować, że kapłan z Opola wpadł na jakiś trop. - Ustaliłem - mówił proboszcz - że ołowianą trumnę zarekwirowali Szwedzi, którzy okupowali miasto w latach 1642-1643. Musieli przełożyć księcia do drewnianej paczki, a ołów przetopili pewnie na kule armatnie. Zwróciłem się więc do Muzeum Narodowego w Uppsali z pytaniem, czy nie mają w zbiorach książęcego miecza i sztandaru. Odpowiedzieli, że ich magazyny są pełne łupów z okresu wojny trzydziestoletniej, których do dziś nie zinwentaryzowano, więc tak naprawdę nie wiedzą, co mają.

Mimo upływu wieków

Kiedy w ostatni poniedziałek września 1998 roku do opolskiej katedry weszła specjalna komisja, w pobliżu ołtarza czekał tłumek fotoreporterów i kamerzystów. Nikt z dziennikarzy nie dowiedział się, że ksiądz Baldy znów wszystkich przechytrzył, ponieważ otworzył grób już w czwartek, po czym dokładnie przykrył go płytą. Oficjalnie zrobił to w celu skrócenia procedury ekshumacji przez wcześniejszą dezynfekcję, ale ci, którzy dobrze proboszcza znali, twierdzą, że był też inny powód. Prałat Baldy chciał w świetle dnia i bez świadków napatrzeć się na swoją największą tajemnicę. Obecny przy badaniu szczątków lekarz ortopeda stwierdził, że zmarły musiał chorować na ciężki artretyzm, o czym świadczą zgrubienia, jakie mimo upływu wieków pozostały w tkance kostnej. Prawdopodobnie w ostatnich latach życia książę nie mógł już samodzielnie się poruszać. Kości Jana Dobrego złożono w miedzianej, a następnie dębowej trumnie, w której zamknięto także protokół ekshumacji i reprint "Ordunku górnego". W katedralnej krypcie ostatni z opolskich Piastów czekał na swój drugi pochówek. Uroczystości pogrzebowe odbyły się 19 czerwca 1999 roku. Skrzynia nowego sarkofagu została obłożona płytami z różowego granitu i ozdobiona herbami Opola oraz Raciborza. Książę spoczął w kaplicy piastowskiej. Towarzyszą mu urny z prochami oficerów pomordowanych w Katyniu i ziemią z cmentarzy, na których leżą polscy żołnierze polegli w czasie II wojny światowej, a także tablica upamiętniająca rocznicę powstań śląskich. Prałat Stefan Baldy uczestniczył w pogrzebie na wózku inwalidzkim. Tajemnicza choroba coraz szybciej pustoszyła jego organizm.

- Chciałbym jeszcze odnaleźć książęce insygnia - mówił. - Znajomy z Niemiec dał mi właśnie adres do Szweda polskiego pochodzenia, emerytowanego dyrektora zbiorów sztuki w Królestwie Szwecji. Z racji pełnionej funkcji Adam Heymowski należy do królewskiego dworu, więc powinien mieć łatwiejszy dostęp do skrzyń z czasów wojennej zawieruchy. Proboszcz opolskiej katedry nie zdążył. Zmarł 24 lutego 2003 roku. Pochowano go na placu przed świątynią, po którym wielokroć musiał chadzać książę Jan, ostatni z opolskich Piastów.