Gazeta Panorama OPOLSKA Wydawnictwo OPOLMEDIA Kontakt
panorama opolska

Wiadomości z Opola i okolic

Środa, 04 grudnia 2024
Imieniny: Barbary, Hieronima, Krystiana


Ławeczka pana Wojtka


Jan Płaskoń 03.01.2013

Otrzymali wyrok bez prawa odwołania, ale najwyższego sędziego można czasem przechytrzyć. Wystarczy położyć się na plecach i poczuć w dłoniach chłodny metal


Powinno boleć. Piotrek podciąga koszulkę, żeby pokazać jak bardzo. Wtedy muskulatura ma idealny szlif. Piotrek napina mięśnie: - Jeśli jesteś bez usterek, zapominasz o bólu po pierwszych treningach. Taki facet, jak ja, musi go ciągle przywoływać, bo gdy czuję każdy mięsień, to wiem, że system mi nie szwankuje. Wyrzeźbiona na siłowni sylwetka robi wrażenie. Piotrek urodził się z porażeniem mózgowym. Gdyby nie lekki defekt mowy, choroba byłaby całkiem niezauważalna. Przed wakacjami obronił na Uniwersytecie Opolskim magisterkę. Pisał pracę o Kozakach w XVI i XVII wieku. Brzmi trochę zadziornie, gdyż znajomi mówią, że Piotrek sam ma kozacki charakter. Życie mu nie fiknie. Filip leży twarzą do materaca. Udaje, że pływa. Ćwiczenia na żabkę rozluźniają tułów i likwidują przykurcze skuteczniej niż najlepszy masaż. Jeszcze rok temu nie mógł utrzymać łyżki w dłoni. Teraz bez trudu chwyta piłkę. Za chwilę zostanie przewrócony na plecy i zacznie podnosić ciężary. Rok temu nie potrafił spleść palców na sztandze. Filip cierpi na porażenie czterokończynowe. Nogi wciąż odmawiają mu posłuszeństwa, lecz od pasa w górę jest już jakby innym człowiekiem. Zanim trener Wojciech Zachariasz zacznie rozgrzewkę, mama musi przetoczyć chłopaka na inwalidzkim wózku z sąsiedniej dzielnicy. Niecałe dwa kilometry, ale wystarczy, żeby się porządnie zmęczyć. Bardziej niż Filip, dźwigający na niesprawnych rękach 80 kilo żelaza.

Siłownia mieści się w opolskim "Okrąglaku". Spartańska salka, za którą miasto chciało wyżyłować czynsz, bo na tym biznesie dobrze się zarabia. Administratorzy sportu spuścili jednak z tonu, gdy usłyszeli, że poty będą wyciskać z siebie niepełnosprawni. Maszynę do ćwiczeń poprzedni właściciel chciał odsprzedać po cenie złomu. "Atlas" sporo waży, więc wyszła pokaźna kwota, ale niepełnosprawnym oddał gratis; trzeba było tylko wyremontować. Zachariasz żadnej pracy się nie boi. Rozkręcił, zdobył zdefektowane elementy, zakonserwował i na powrót wszystko złożył. Po odmalowaniu "atlas" wygląda jak nowy. Znajomy major przywiózł z Zielonej Góry profesjonalną sztangę. W jednostce wymieniali sprzęt treningowy i była już zbędna. W tej siłowni ważnym przedmiotem jest ławka. Zdrowi zawodnicy, podnosząc ciężary w pozycji leżącej, mają pod plecami ławkę wąską. Niepełnosprawni muszą korzystać z szerokiej, żeby schorowane mięśnie miały lepsze oparcie. Piotrek mówi, że to zaczarowana ławeczka pana Wojtka. Tomek z Ozimka także. I drugi Tomek z Lewina Brzeskiego. Obydwaj cierpią na porażenie kończyn dolnych. Jacek z Prudnika ma uszkodzone nerwy w biodrze i w rękach. To pozostałość po zarażeniu gronkowcem. Kilkunastu innych łączą podobne schorzenia.

Szukał pomocy, trafił do projektu

Jeśli prawdą jest, że w życiu decydują czasem przypadki, to ten przypadek był przynajmniej częściowo inspirowany. Wojciech Zachariasz mógł nie trafić na szkolenia animatorów ekonomii społecznej, prowadzone przez opolską Fundację Pomocy Dzieciom "Bądź Dobroczyńcą", a sfinansowane ze środków Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Został zakwalifikowany do projektu, ponieważ nie wiedział jak pomóc Piotrkowi. Widywał go czasem w hali Budowlanych Opole. Trener zawodowych ciężarowców Ryszard Szewczyk pozwalał chłopakowi korzystać z siłowni, lecz rozglądał się za kimś, kto zająłby się takimi osobami. Ludźmi, którzy nie chcą się poddać ciężkiej chorobie. - Można by zmontować specjalną sekcję - rzucił któregoś dnia w przelocie. - Z nich wyrastają paraolimpijczycy. Łatwo powiedzieć. Dużo trudniej znaleźć pieniądze. Wojciech Zachariasz to pasjonat sportu. Nie takiego przed telewizorem, z kuflem w ręku i gardłowym dopingiem na pół osiedla. Prawdziwego sportu: na boisku i bieżni, na rowerowej ścieżce. Z wykształcenia pedagog, z zawodu rewident wagonów w elektrowni. Gdy z ulubionego judo wykluczyła go poważna kontuzja kolana, przestawił się na wyciskanie ciężarów w pozycji leżącej. Osiągnął wicemistrzostwo Polski, w 1999 r. zajął pierwsze miejsce w Pucharze Świata. Zgłosił się do projektu, żeby zasięgnąć języka, jak zdobyć fundusze na siłownię dla osób dotkniętych porażeniem. Hasło szkoleń brzmiało nieco zagadkowo i nie kojarzyło się ani ze sportem, ani z niepełnosprawnymi. "BOSA ekonomia społeczna" - skrót na wstępie znaczył Brzesko-Opolsko-Strzeleccy Animatorzy. Czym jest owa ekonomia, Zachariasz jeszcze nie wiedział, jednak szefowa obiecała, że na pewno zdobędzie potrzebne informacje.

- Gdy nieraz słyszę zarzuty, że marnujemy unijne pieniądze na bezowocne kursy, odsyłam malkontentów do pana Wojtka - mówi Wiesława Czyżyk, prezes fundacji Bądź Dobroczyńcą. - BOSA była adresowana do organizacji pozarządowych i osób z tzw. trzeciego sektora, które chciały się nauczyć, jak sobie radzić w gąszczu przepisów, jak płynąć w skomplikowanej rzeczywistości, aby nie utonąć. Na zajęcia zapisała się czwórka pracowników Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Opolu. Od pierwszych spotkań przejawiali wyjątkową aktywność. Zanim cykl szkoleń dobiegł końca, zarejestrowali własne stowarzyszenie. Nazwali się RANO. Bo to przebudzenie i ciepłe promienie słońca, nadzieja, że będzie lepszy dzień. W sam raz dla organizacji, która wpisała w swoje pole widzenia ludzi wykluczonych. Wojciech Zachariasz szkolił się w innej grupie. Nie pamięta nawet, w jakich okolicznościach nastąpiło skojarzenie. Nie mogło jednak być przypadkowe, skoro w stowarzyszeniu został wiceprezesem.

Już nie chodzi na czworakach

Mama Filipa czasem nie wierzy, że chłopak tak bardzo się zmienił. Mieszkają na parterze, lecz do mieszkania jest trzynaście schodków. Przedtem pokonywał drogę z podwórka na czworakach. Odkąd zaczął dźwigać ciężary, trzyma się mocno poręczy. Nadal powłóczy nogami, ale już idzie. Ma taką siłę w rękach, że znajomi boją się z nim przywitać. Mówią, że ściska dłoń jak Godzilla. I ten uśmiech, który nie schodzi z twarzy. Podczas zawodów pan Wojtek denerwuje się na widok fotoreporterów, bo Filip zamiast się skupiać na sztandze, zaczyna pozować. A potem nerwy ponoszą Filipa. Nie rozumie, dlaczego może podnieść sztangę tylko trzy razy. Chciałby jeszcze i jeszcze. Chłopak skończył 16 lat. - Szkoda, że siłownia nie powstała wcześniej - mama spogląda z żalem w przeszłość. - Myślę, że należałoby zmienić system opieki nad takimi osobami, jak mój syn. Różni rehabilitanci i masażyści nie dokonali w ciągu tych długich lat cząstki zmian, które pan Wojtek spowodował przez jeden rok.

Szykują wielki skok

Katarzyna Święc-Kubara, prezes stowarzyszenia RANO, pracuje w sekcji świadczeń socjalnych Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Opolu. Tomasz Świsuski również. Prowadzą wywiady środowiskowe i opracowują wnioski osób ubiegających się o zasiłki. Halina Wasińska przygotowuje na tej podstawie decyzje administracyjne. Maciej Baumert kieruje w ramach MOPR Klubem Integracji Społecznej. O godz. 16 przestają być urzędnikami. Spotykając się w lokalu stowarzyszenia, planują wielki skok. Po rejestracji w styczniu 2010 r. ponosili koszty działalności z własnych składek. Później wsparł ich holenderski przedsiębiorca. Ratusz wysupłał 10 tys. zł na działalność siłowni. Wreszcie zostali partnerem projektu "Trzynasty krok", który w ramach Kapitału Ludzkiego realizowała szczecińska agencja "Europil". Działania objęły osoby wykluczone i zagrożone wykluczeniem z powodu uzależnień. Dwanaście kroków wyznacza drogę do abstynencji, to swoisty katechizm Anonimowych Alkoholików. Ten ostatni miał na celu przywrócenie uzależnionych do standardów życia społecznego. Wbrew przesądom, że trzynastka musi być pechowa.

Projekt zakładał, że poprzez doradztwo oraz warsztaty aktywnego poszukiwania pracy co najmniej 5 osób z Opolszczyzny znajdzie zatrudnienie. Stowarzyszenie znacznie pokonało normę: pracę dostało 12 osób. Wielki skok ma być spełnieniem marzeń prezesowej Kasi. Jej przyjaciółka urodziła dziecko, które w okresie płodowym przeszło mikrowylew. Nastąpiło trwałe uszkodzenia nerwów. Matka musiała odejść z firmy i zająć się niepełnosprawnym niemowlęciem. Gdyby istniał żłobek dla takich dzieci, życie kobiet, które znalazły się w podobnej sytuacji, byłoby nadal mało pogodne, ale trochę łatwiejsze. Dlatego Katarzyna Święc-Kubara jest przekonana, że musi się udać. Bo RANO w bardzo krótkim czasie przyniosło nadzieję wielu ludziom i nie zaliczyło żadnej porażki. W żłobku byliby zatrudnieni najlepsi rehabilitanci. Żeby Wojtek miał łatwiej, kiedy dzieci dorosną.

Największym błędem jest litość

Wojciech Zachariasz jest pewien, że Filip to przyszły mistrz Polski. Na mikołajkowych zawodach we Wrocławiu zajął pierwsze miejsce w swojej grupie wiekowej. Wycisnął 87,5 kilo żelaza. Gdy trener niósł go na rękach i układał na ławeczce pod stojakiem ze sztangą, wiedział już, że będzie dobrze. Kondycję niepełnosprawnego zawodnika wyczuwa się po napięciu w mięśniach. Filip był wyjątkowo rozluźniony. Piotrek na spartakiadzie w katowickim Spodku zdobył brąz. Mogło być lepiej, ale zawody odbywały się w czerwcu, kiedy Piotrek bardziej skupiał się na Kozakach sprzed pięciu wieków, którzy nie dali sobie napluć w kaszę.

Świeżo upieczony magister historii mówi, że największym błędem w pomaganiu takim ludziom, jak on, jest litość. Bo życie musi boleć. Wtedy następuje mobilizacja. Dzięki funduszom Kapitału Ludzkiego fundacja "Bądź Dobroczyńcą" realizuje projekt BOSA II. Partnerem jest stowarzyszenie RANO. Występuje w charakterze namacalnego dowodu, że inspirowane przypadki przynoszą czasem zaskakujące efekty.