Niezliczone duchy z Ogrodzieńca
Agnieszka Malik 06.04.2015
Kubatura aż 32 tysięcy metrów sześciennych przedstawia imponujący widok i już z daleka wiadomo, że na brak atrakcji nie można tu narzekać. Patrząc na kamienne mury, łatwo sobie wyobrazić, gdzie była sala balowa i tajemny pokoik bez okien, gdzie sypialnie i komnaty służebne.
Skoro zamek należy do najstarszych polskich warowni, to musi mieć także największą liczbę duchów. Nie pomyli się, kto w ten sposób kalkuluje, ponieważ mury Ogrodzieńca zamieszkują Skarbimir, Czarna i Biała Dama, Wisielec, duch Anzelma, Seweryna Bonera, Witysława oraz upiór Warszycki. Budowla należy do ruin, z którymi związane są niezliczone legendy. Opowieści o duchach, zjawach, okrutnych właścicielach czy cierpiących niewiastach świetnie wpisują się w klimat olbrzymiej twierdzy.
Najgorzej zakończyć może się spotkanie z duchem burgrabiego Seweryna Bonera, ponieważ ci , którzy tego doświadczyli postradali zmysły. Uratować delikwenta może jedynie udzielenie prawidłowej odpowiedzi. Mało kto ją zna, a pytanie podobno brzmi: szukasz skarbów czy śmierci? Jest podchwytliwe, bo powszechnie wiadomo, że kto znajdzie bogactwo Bonera, ten żywy nie opuści ruin. Tak czy inaczej śmiałka czeka więc zagłada. Seweryn za życia słynął z wielkiego skąpstwa i może właśnie dlatego po śmierci nie zaznał spokoju, a jego grób wielokrotnie profanowali nieznani sprawcy.
Samobójstwo córki i śmierć kochanka
Największy rozkwitł przeżywał Ogrodzieniec właśnie za czasów burgrabiego Seweryna Bonera, który w latach 1532-47 zaprowadził tu nowe porządki. Chciał, aby o jego rodowym gnieździe było głośno na pobliskich krakowskich salonach. Na wzór Zamku Królewskiego stworzył rezydencję, która szybko zyskała miano małego Wawelu. Wśród mebli z hebanu i mahoniu zawisły na ścianach kunsztowne gobeliny oraz obrazy wielkich twórców. Dzieło kontynuował syn Stanisław Boner, stawiając budynek zwany Kurzą Stopką. Mieściły się w nim kobiece komnaty, a w dolnej części ulokowano mocno ufortyfikowane kazamaty, wyposażone w liczne otwory strzelnicze. Starosta Boner umarł bezpotomnie, a dobra odziedziczyła jego siostra Zofia.
Legenda mówi, że stało się tak na jego własne życzenie, bo jego córka miała popełnić samobójstwo. Przypisuje mu się bowiem córkę Olimpię o przecudnej urodzie, która miała zakochać się w rycerzu Stanisławie Kmicie. Młodzieniec był nie tylko niższego stanu, ale również innego wyznania. Starosta nie krył więc radości, gdy dowiedział się, że wyrusza on na wojnę. Przekupiona przez ojca pokojówka przechwytywała listy adresowane do dziewczyny, a Olimpia nie rozumiała, dlaczego ukochany zamilkł. On tymczasem patrzył również daremnie, czy nadjeżdża posłaniec z jakimkolwiek znakiem życia od szlachcianki. Po powrocie z wojny oczekiwał oblubienicy na pobliskiej skale. Gdy dowiedział się, że bierze ślub z godniejszym od niego, skoczył na koniu w przepaść. Zrozpaczona dziewczyna wkrótce rzuciła się z wieży i odtąd widywana jako Biała Dama.
Żywcem zamurowana w ścianie
To nie jedyna historia tragicznych uczuć związana z bytnością Bonerów w Ogrodzieńcu. Ojciec Stanisława, Seweryn, też miał na swoim sumieniu ludzkie nieszczęście. W zamku odrabiał służbę wojskową Anzelm z Józefowa. Miał już wracać do domu, ale szlachcica nie przekonały opowieści o ukochanej żonie, która czeka i tęskni. Obiecał, że go zwolni, jeśli ten wybuduje studnię pełną wody. Dopiero po 20 latach Anzelm wykonał zadanie. Skała była bowiem w tym miejscu twarda, a woda za każdym razem znajdowała ujście wśród skamieliny. Praca tak wykończyła wojaka, że wkrótce zakończył żywot na dziedzińcu, tuż koło głębokiej na sto metrów studni. W dniu jego śmierci miała zniknąć również woda.
Kolejny duch widywany w środku nocy w okolicach wieży wywodzi się z 1669 roku, kiedy właścicielami zamku został kasztelan krakowski Stanisław Warszycki i jego chory psychicznie syn Jan Kazimierz. Kasztelan okrył się niechlubną sławą okrutnika, gdyż na dziedzińcu chłostał swą pierwszą żonę. Drugą także podejrzewał o niewierność, więc zamurował ją żywcem w komnacie, a potem kazał wysadzić mury. Był tak wyrafinowany w stosowaniu tortur, że powszechnie sądzono, iż podpisał pakt z diabłem. O jego bogactwie również krążyły legendy. Miał zgromadzić ogromny posag dla córki, którego jednak nigdy jej nie przekazał. Widywany jest pod postacią czarnego psa na trzymetrowym łańcuchu, który pilnuje ukrytego skarbu.
Zamek wciśnięty między ostre skały w średniowieczu był niewielkich rozmiarów. Został szybko opanowany przez zbójników, którzy lubowali się w trudno dostępnych warowniach. Chronił je tylko wiatr, olbrzymie głazy i strach przypadkowych przybyszów przed nieznanym. Mieszkańcy powiadają, że wśród białych skał ma się błąkać duch Skarbimira, poszukujący w zaślepieniu zemsty na bratanicy i jej ukochanym. Krąży pomiędzy Ogrodzieńcem a rodowymi włościami w Ojcowie i nie zazna spokoju, dopóki nie odpokutuje za swe niecne uczynki.
Wuj, który pokochał siostrzenicę
Na poły legendarna postać wojewody krakowskiego Skarbimira ma jednak historyczne umocowanie. W najstarszych aktach znajduje się zapis, że w 1117 roku Bolesław Krzywousty stłumił bunt Skarbimira z Ojcowa, a następnie wtrącił go do lochu i oślepił. Skazaniec zapłacił w ten sposób za złamanie wszelkich zasad szlachetności i rycerskiej godności. Umierająca w Ogrodzieńcu siostra powierzyła mu pod opiekę swą córkę Witychnę. Ledwie Skarbimir zobaczył siostrzenicę, od razu poprosił ją o rękę. Na nic zdały się przekonywania młodej kobiety, że ma już narzeczonego Piotra Szczebrzyca, zaś związek w rodzinie byłby niezgodny z obyczajami. Rozwścieczony wojewoda porwał młodych do swego zamku, uwięził w lochach i czekał aż Witychna nabierze rozumu. Z odsieczą przyszedł Bolesław Krzywousty, który uratował zakochanych. Jako zadośćuczynienie oddał im zamek w Ogrodzieńcu oraz odebraną Skarbimirowi twierdzę w Ojcowie.
Atrakcji - szczególnie tych niewidzialnych - w ruinach więc nie brakuje. Próbowano nawet weryfikować to, czego nie można zbadać empirycznie. Autorzy programu „Nie do wiary” chcieli dowieść istnienia duchów za pomocą rozmieszczonych kamer. W wyznaczoną noc zjawy się jednak nie ujawniły. Przestała natomiast z niewiadomego powodu działać jedna z kamer. Niezależnie od tego, czy ktoś wierzy w drugie życie toczące się w Ogrodzieńcu, jedno jest pewne - ruiny na pewno pozostawią w pamięci niezatarte wspomnienia.
Ruiny do zwiedzania
Zamek najprawdopodobniej wybudowali w XIV wieku rycerze z rodu Włodków Sulimczyków. Zwani byli Ogrodzienieckimi z powodu murów ogradzających posiadłość. Istnieje też hipoteza, że już w XIII wieku istniało tu siedlisko rozbójników, ukrywających się wśród skał. Jan Długosz odnotował w 1385 roku, że właścicielem zamku w Ogrodzieńcu jest podczaszy krakowski Włodek Sulimczyk, zwany również Ogrodzienieckim. Sto lat później włości za 8 tysięcy florentów węgierskich kupili mieszczanie krakowscy Imbram i Piotr Salomonowicze. W 1523 roku właścicielem warowni został żupnik krakowski Jan Boner, który przejął zamek za długi. Jego syn Seweryn postanowił stworzyć rezydencję rodową, przebudowując gruntownie zamek. W 1562 roku trafił on w ręce rodu Firlejów po ślubie Zofii Boner z marszałkiem wielkim koronnym Janem Firlejem. W 1655 roku Szwedzi zniweczyli świetność budowli. Po kolejnym ataku w 1702 roku warownia spłonęła. W 1810 roku został opuszczony przez ostatnią mieszkankę, która wyprowadziła się do folwarku w obawie, że budowla może się w każdej chwili zawalić. W 1973 roku udostępniono ruiny do zwiedzania.
Teren obfituje nie tylko w liczne skały, kryjące na swoich szczytach ruiny lub dawne strażnice, ale również w najczystsze wody. Ogrodzieniec-Józefów zasłynął ze stawów w środku lasu. Niedaleko stąd utworzyła akwen rzeka Centuria. Warto wdrapać się na sąsiadującą z zamkiem Górę Birów. Na niej bowiem powstał pierwszy zamek w tym regionie, a odkryte ślady człowieka liczą 30 tysięcy lat. Niezapomniane wrażenie robią liczne jaskinie. W jednej z nich archeolodzy znaleźli obozowisko łowców reniferów.