Gazeta Panorama OPOLSKA Wydawnictwo OPOLMEDIA Kontakt
panorama opolska

Wiadomości z Opola i okolic

Czwartek, 18 kwietnia 2024
Imieniny: Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy


Terapia śmiechem prosto z Filipin


żura 10.05.2015

W dwa miesiące po największym w historii ludzkości tajfunie pojechała na Bantayan, jedną z bardziej zniszczonych filipińskich wysp.


Wraz z innymi wolontariuszami usuwała gruz i odbudowywała domy oraz szkoły. Aktorka Małgorzata Szumska opowiada, jak istotny w leczeniu traumy jest śmiech. Zdradza też, dlaczego warto się czasem zgubić podczas podróży, nawet o kilka tysięcy kilometrów.

Małgorzata Szumska nie wyobraża sobie siedzenia w miejscu. Do trzydziestki ma zamiar zwiedzić każdy kontynent, a do pięćdziesiątki chce być na orbicie okołoziemskiej i to nie jest marzenie - zapewnia - to jest plan. Mimo tego, że jasno wytycza sobie cele, przekonuje, że niekiedy w czasie podróży lepiej niczego nie planować, bo już na miejscu spotkać można cudownych ludzi, z którymi chce się zostać dłużej.

Działa to też w drugą stronę. Wyjątkowe atrakcje, fantastycznie opisane w przewodnikach, mogą okazać się kompletnym nieporozumieniem. Jak opowiada podróżniczka w rozmowie z iWoman.pl, kiedyś zgubiła się w Chinach. Przez jakiś czas myślała, że jest 200 kilometrów od Pekinu, a okazało się, że była koło Szanghaju, czyli jakieś parę tysięcy kilometrów dalej.

- Wszystko dlatego, że kupowałam bilet na chybił trafił - śmieje się Małgorzata Szumska. - Pani w kasie nie znała ani jednego słowa po angielsku, a ja nie byłam w stanie odczytać żadnego z chińskich znaków na bilecie. Kupiłam więc przypadkowy i pojechałam, ale nie tym pociągiem co trzeba Mimo pomyłki była to jej najbardziej udana podróż i fantastyczna przygoda.

Po przyjeździe na Filipiny plan był jednak jasny. Od pierwszego dnia nosiła gruz, naprawiała dachy i meble. - Mój dziadzio, który był stolarzem, byłby ze mnie dumny - wspomina. - Bardzo szybko nauczyłam się posługiwać młotkiem i piłą. Naprawiałam to wszystko dość sprawnie.

Gdy tylko zobaczyła, jakie spustoszenie spowodował tajfun Yolanda, od razu chciała jechać na Filipiny. Początkowo jednak organizacje pomocowe przewoziły na miejsce tylko wolontariuszy medycznych, było też duże zagrożenie epidemią. Gdy okazało się, że jest już bezpiecznie i szukają ochotników do wyjazdu, od razu się zdecydowała.

Dzień zaczynała o 6:30, potem siedem godzin pracy z przerwą na lunch. Codzienna fizyczna praca w ciężkich warunkach i upale była trudna do zniesienia, ale pomagały widoczne efekty. - Każdy dzień był dla nas szczególny - mówi. - Po kilku dniach nawet zaczęliśmy się już śmiać z naszego szefa, który na wieczornych zebraniach podsumowywał osiągnięcia i mówił: „Słuchajcie to był wielki dzień". Ale tak rzeczywiście było, robiliśmy wielkie rzeczy.

Kolejne wyremontowane budynki, uruchomione łazienki, rozstawione namioty dawały niesamowitą energię do dalszej pracy. Gdy ponownie zaczęło mocno wiać, ze względu na bezpieczeństwo wolontariuszy, wstrzymano wszelkie prace. Wtedy Małgorzata Szumska zorganizowała pierwsze przedstawienie.

- Zaprosiliśmy piątkę dzieciaków z sąsiedztwa żeby sprawdzić, czy nasz przekaz będzie na tyle uniwersalny, żeby je to bawiło. Okazało się, że maluchy chciały, żebyśmy robili to bez końca - śmieje się młoda kobieta.

Po kilku dniach od szefów organizacji humanitarnej otrzymała samochód, by mogła dotrzeć w głąb wyspy, do innych szkół. Później organizacja z Kalifornii, która zajmowała się leczeniem z traumy przez sztukę, zaprosiła ją do współpracy i przedstawienia stały się elementem terapii filipińskich dzieci. Twierdzi, że pobyt na Filipinach zmienił ją jako osobę i miał wielki wpływ na życie. Chciała pojechać jedynie na trzy tygodnie i potem ruszyć na podbój Ameryki Południowej wyznała iWoman. Teraz na zniszczonej wyspie chce kontynuować projekt „Pacynki”, który sprawia, że uśmiech wraca na twarze małych Filipińczyków.