Gazeta Panorama OPOLSKA Wydawnictwo OPOLMEDIA Kontakt
panorama opolska

Wiadomości z Opola i okolic

Środa, 24 kwietnia 2024
Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego


Witaminy na bezpłodność?


06.09.2014

Niemki i Polki coraz później zostają matkami. W Polsce, jak i innych krajach europejskich, zwiększa się częstość występowania niepłodności.


Przyczyn tego zjawiska należy upatrywać zarówno w uwarunkowaniach społecznych, jak i medycznych. Niektóre choroby towarzyszące, urazy, czynniki genetyczne, środowiskowe, styl życia czy przekładanie w czasie decyzji o macierzyństwie obniżają szansę lub wręcz uniemożliwiają zajście w ciążę bez wsparcia medycznego. Późne macierzyństwo preferują Greczynki, z których 40 procent uważa, że dziecko należy urodzić między 30 a 39 rokiem życia. Dla Niemek oraz Hiszpanek najbardziej optymalnym wiekiem jest 28 lat. Polki mieszczą się w średniej europejskiej uznającej wiek między 25 a 29 lat za najlepszy na posiadanie potomstwa. Najszybciej rodzą Ukrainki, które w wieku 23 lat chętnie zostają matkami.

Większość par odbiera niezamierzoną bezdzietność jako dramatyczny problem życiowy, destabilizujący funkcjonowanie rodziny prowadzącą nawet do rozwodu. Chęć posiadania własnego potomstwa jest tak silnym pragnieniem, że niepłodne pary podporządkowują całą swoją aktywność próbom osiągnięcia sukcesu prokreacyjnego. Obciążenie psychologiczne osób najpierw borykających się z problemem, a potem poddających się leczeniu jest ogromne - ponad połowa z nich utożsamia swoją chorobę bezpośrednio z obniżonym poczuciem własnej wartości i stanami depresyjnymi.

Aby koić sferę psychiczną leczących się na niepłodność, niezbędne jest właściwe podejście do pacjenta. Niepłodnym parom należy się właściwa opieka medyczna i psychologiczna, zgodna ze współczesnymi zasadami medycyny rozrodu. Jak deklarują pacjenci, dobry standard leczenia i obsługi w klinice leczenia niepłodności to dla nich przede wszystkim personel medyczno-psychologiczny zapewniający poczucie komfortu
i bezpieczeństwa. Znaczenia ma też świadomość otrzymania kompleksowej informacji o ścieżce leczenia oraz możliwość współdecydowania o przebiegu terapii. Wśród wachlarza metod leczenia spontanicznie najczęściej pojawiają się: in vitro, inseminacja domaciczna i terapia hormonalna.

Na pierwszą, zarazem ostateczną metodę terapeutyczną, bezdzietni decydują się dopiero po minimum 2 latach starań o potomka, nie zdając sobie sprawy, że każdy miesiąc ma znaczenie w przypadku rodziców, którzy przekroczyli 35 rok życia. Większość par deklaruje, że w momencie przedłużających się, bezskutecznych prób zajścia w ciążę, gotowa była przyjąć każde dostępne rozwiązanie. Długość procesu decyzyjnego świadczy jednak o stosunkowo dogłębnym ważeniu przez parę decyzji o in vitro. Skąd taka ostrożność?

Niemowlę kontra religia
Tylko 27% osób przed przystąpieniem do zabiegu zdecydowanie uważało, że in vitro to uznana na świecie i bezpieczna metoda wspierająca poczęcie. Na pytanie, czy wybór leczenia metodą sztucznego zapłodnienia stanowił trudność, 44% wyraziło wątpliwości wynikające z faktu, iż zabieg zapłodnienia pozaustrojowego to wyzwanie finansowe (większość badanych podjęło leczenie przed wprowadzeniem programu refundacyjnego w Polsce). 1/4 respondentów deklaruje, iż obawiała się trudów i uciążliwości samego leczenia. Co ósmy badany określa swoje przeszłe obiekcje jako zastrzeżenia natury etycznej czy religijnej.

Wyzwanie dla osób borykających się z problemem niepłodności stanowią nie tylko własne poglądy, ale i spodziewane przekonania oraz oceny najbliższego otoczenia odnośnie wykonania zabiegu. Co prawda blisko 2/3 respondentów deklaruje, że cieszy się pełnym wsparciem swojego otoczenia, a jedynie ok. 5% spotkało się z falą krytyki, ciągle aż co trzeci pacjent utrzymuje fakt poddania się procedurze in vitro w tajemnicy. Do myślenia daje także fakt, iż 30% pacjentów, którzy w wyniku zabiegu stali się rodzicami, nie wie, czy powie swojemu dziecku o sposobie, w jaki zostało poczęte. To ewidentny dowód na to, że pomimo niemal 30-letniej tradycji leczenia pozaustrojowego w Polsce, wciąż pozostaje ono tematem tabu.

Kontrastowo do wchodzącego na szeroką skalę nowego modelu rodziny dwa plus zero, w sferze deklaracji Polacy dalej niezwykle cenią sobie rodzinność - donoszą najnowsze badania przeprowadzone przez Ośrodek Studiów nad Płodnością Człowieka.

Cała Polska kocha dzieci?
Wiele mówi się o upadku wartości tradycyjnych w narodzie i przekraczaniu średniej europejskiej w kategorii bezdzietności. A jednak: dla 79% Polaków posiadanie dzieci jest ważne, a nawet bardzo ważne - co trzeci z nas uważa to za najistotniejszą rzecz w życiu człowieka. Na tym tle łatwiej zrozumieć, czym dla osób borykających się z problemem poczęcia dziecka jest diagnoza „niepłodność”.

Jak mówią sami pacjenci, oprócz tego, iż niepłodność to dla nich utrata szansy na przeżycie rodzicielstwa i posiadanie prawdziwej rodziny, problem z prokreacją oznacza równolegle obniżone poczucie własnej wartości (aż 55% głosów). Zestawienie jest dowodem nie tylko silnych emocji i bolesnego przeżywania faktu niemożności posiadania dzieci, ale to także ewidentny dowód presji społecznej i kulturowej na pełną rodzinę. Niepłodność w Polsce nie jest tylko i wyłącznie problemem osobistym, to sprawa publiczna.

Tezę tę potwierdzają deklaracje dotyczące rozumienia pojęcia niepłodności. Poziom uświadomienia zasięgu zjawiska niepłodności w społeczeństwie jest wysoki: 78% respondentów uważa, że jest to realny problem współczesnych Polaków. Rozbieżności pojawiają się w sferze samej definicji - osoby bezpośrednio dotknięte problemem niepłodności mówią o niej „choroba, którą trzeba leczyć” (81% wskazań). Opinia publiczna - świadomie bądź nie - termin określa w 85% jako rodzaj ułomności, niepełnosprawności. Bezpośrednie łączenie choroby z wadą przez przeciętnego Kowalskiego w dużym stopniu tłumaczy obniżone poczucie własnej wartości wśród osób borykających się z tym problemem. Naznaczenie „upośledzeniem” wpływa na samoocenę, rodzi izolację i chęć wyłączenia z prokreacyjnie spełnionej społeczności.

Niepłodność: charakterystyka choroby wg Polaków
Jak wygląda wiedza na temat przyczyn niepłodności? 84% wskazuje na zaburzenia fizjologiczne lub hormonalne, 10 punktów procentowych mniej otrzymuje odpowiedź związana z przebytymi chorobami i urazami mechanicznymi, 73% osób wini za niepłodność geny, 70% mówi o nieprzestrzeganiu zasad higieny. 2/3 badanych wiąże niepłodność ze szkodliwymi czynnikami środowiskowymi, ponad połowa jako powód wskazuje brak stałej opieki medycznej. 41% grupy badawczej obarcza współwiną za niepłodność niewłaściwą dietę i brak suplementacji. Łykanie witamin, wizyty u osób parających się ziołolecznictwem, dietetyków, a nawet bioenergoterapeutów nie należą do rzadkości. W skrajnych przypadkach małżonkowie udają się do wróżek, aby zwiększyć szansę na posiadanie potomka.

Optymistyczny jest fakt, iż w populacji dominuje przekonanie, że niepłodność to problem par, a nie jednostek - zgadza się z tym stwierdzeniem aż 4/5 badanych osób. W przypadku tego wskaźnika zaskakuje równomierny rozkład odpowiedzi pomiędzy płcie - można podejrzewać, że nie funkcjonuje żaden silny stereotyp obciążający którąś ze stron za niepłodność. Co więcej, wskazanie 82% dla opcji, w której niepłodność to problem pary, może świadczyć o partnerskim i pełnym zrozumienia podejściu do tego zagadnienia. Jeszcze głębiej widać tę tendencję u pacjentów - aż 93% respondentów uważa, że w ich związku nie ma jednej „winnej” strony, a choroba dotyczy duetu.

Nieco mniejszą wiedzę posiadamy w zakresie znajomości przykładowych metod leczenia niepłodności. Dla 59% Polaków pierwszym skojarzeniem z terapią niepłodności jest in vitro. Prawdopodobnie przyczyną takiej popularności tej metody, która de facto jest ostatecznością w ścieżce terapeutycznej, jest duża medialność tematu tego leczenia i jego finansowania. Połowa z nas, wspomagana odpowiedziami do wyboru, mówi też o leczeniu hormonalnym. Średnio co 8 - 10 osoba wśród lekarstw na niepłodność wymienia rzadko uznawane przez specjalistów sposoby: witaminy, ziołolecznictwo czy naprotechnologię. Pomimo dużej spontanicznej znajomości in vitro, prawie połowa nie wie, że w Polsce procedura ta jest częściowo refundowana.