Kopytowa: Muzeum szlacheckie pełne życia
Agnieszka Malik 20.12.2015
Gdy zobaczył rozpadający się cysterski folwark klasztorny w Kopytowej koło Krosna (województwo podkarpackie), wiedział że chce dać temu miejscu nowe życie.
Prace rozpoczął od odtworzenia „duszy”. Rozpadające się ściany, walący dach nie nastawiały optymistycznie. Tymczasem kolekcjoner z Krosna nie zamierzał się poddać. Chciał dokonać cudu, który udał się wiele lat wcześniej Mikołajowi Kotarskiemu herbu Pniejnia. W 1799 roku Szlachcic odkupił zlicytowane cysterskie zabudowania od rządu austriackiego z zamiarem przeobrażania ich w posiadłość dworską. Po zakonnych czasach pozostały kamienno-ceglane piwnice, uszkodzone ściany oraz rozpadające sklepienie dachowe. Kotarski rozpoczął remont z wielkim rozmachem, nie zapominając jednak o historii obiektu. W rozbudowanym dworze zamieszkał z żoną Gryzeldą z Przeciszewskich. Klasztorne ogrody warzywne przeobrazili w urodziwy park krajobrazowy.
Po 1965 roku nad posiadłością zawisły „czarne chmury”. We dworze zrobiono oborę oraz stajnię. Po pokojach biegały kury i znosiły socjalistyczne jajka. Czasy szlacheckiej świetności zastąpiło niszczenie wszystkiego, co łączyło się z nieakceptowaną ustrojowo przeszłością. Ucierpiały nawet wiekowe drzewa, które robotnicy wycinali na 30-hektarowej posiadłości. Ich siekiery nie miały litości nawet dla 200-letniego dębu.
Człowiek nie z tej epoki
Nie udało im się jednak zniszczyć przeszłości i magicznego klimatu, nieodłącznie związanego z tym miejscem. W 1996 roku dostrzegł go Andrzej Kołder, dzierżawca pobliskiego zamku Kamieniec w Odrzykoniu. Niemal natychmiast podjął decyzję. To było miejsce, o którym marzył od dawna. Wystarczyło jedynie przymknąć oczy, aby wyobrazić sobie jak ożywić zrujnowane miejsce, sprawić, że życie wróci do zniszczonych pozostałości. Mimo że przyszło mu żyć na przełomie XX i XXI wieku jest człowiekiem renesansu. Zna się na ceramice, wyrobie win, pierników, od dziecka kolekcjonuje ślady przeszłości, świetnie zna historię, kocha czasy szlacheckich tradycji, gdy słowo znaczyło więcej niż mieszek pieniędzy.
Jego dziadek Alfred Jan Kołder był malarzem oraz architektem miejskim w Krośnie i to po nim odziedziczył umiejętność widzenia tego, czego jeszcze nie można dostrzec. Brat jego prababki rzeźbiarz Jan Raszka stał na czele Wyższej Szkoły Przemysłu Artystycznego w Krakowie. Andrzej od początku wiedział, czego chce. Nie marzył, aby latać samolotami czy zdobywać najwyższe szczyty. Jego pasją była historia.
Umiejętności szlifował w pracowni konserwatorskiej Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku pod okiem Wojciecha Kurpika, naczelnego konserwatora obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. To było miejsce, które go w pełni ukształtowało. Poznawał ciekawych ludzi, pełnych pasji, chłonął wiedzę praktyczną i coraz bardziej utwierdzał się w tym, że jest na właściwej drodze.
Wskrzeszony dwór
Dziś w kopytowskim dworze znajduje się Muzeum Kultury Szlacheckiej. Jedno z nielicznych w Polsce, w którym nic nie jest udawane. Nadal toczy się tu życie, niemal tak samo, jak przed wiekami. W barokowych meblach poukładana jest bielizna, pościel i ubrania. To zamieszkały obiekt, tętniący życiem rodzinnym. Zwiedzający mogą poznać historię każdego mebla, opowiedzianą przez właściciela. Kawę pije się z XIX-wiecznych filiżanek, a na delikatnych talerzykach z renomowanych manufaktur serwowane są ciasteczka domowej roboty. Na kuchennym stole stoją przetwory, których receptury przekazywane są z pokolenia na pokolenie, a pod powałą suszą się zioła. W pocysterskich piwnicach pachną wypiekane pierniki, a na przyjaciół czeka lampka wybornego wina. Wnętrze dworu wyposażone jest w szlacheckie cacuszka, które pan Andrzej gromadził od dziesiątków lat. Podobno na empirowym łożu z 1800 roku spał Aleksander Fredro.
Meble m.in. z czasów biedermeierowskich, barokowy piec kaflowy ze scenami biblijnymi podarowany przez Teresę Starowieyską, a nawet obrusy i świeczniki tworzą klimat, którego nie da się odtworzyć na podstawie zdjęć.
Kolekcjoner odtworzył z pietyzmem stropy. Kaflowe piece zachwycają precyzją wykonania, a całość wieńczy komin z XVIII wieku. Kołder kupił dębowy parkiet w cenie drewna na opał z XIX-wiecznego dworu Kombornia, którego właściciel zmieniał posadzkę na bardziej współczesną.
Poważnym przedsięwzięciem było zrewaloryzowanie zniszczonego drzewostanu, ponieważ nikt nie widział, jak wyglądał wcześniej. Założenie parkowe odtworzono na podstawie odnalezionych cudem planów kastralnych z XIX wieku. Po konsultacji z prof. Jerzym Pióreckim z pobliskiego Arboretum w Bolestraszycach wszystko było już jasne. Powstał prawdziwy park przydworski z gazonem i podjazdem.
Andrzej Kołder chciałby, aby ludzie mieli szansę poczuć atmosferę czasów, które dawno przeminęły. Można o nich jedynie poczytać w książkach. Ważne, aby zrozumieli patriotyczną rangę dworów szlacheckich, których przed wojną było prawie 20 tysięcy. Dziś pozostało ich ok. 1500, z czego wiele jest w ruinie. Kolekcjoner chciałby otworzyć muzeum zagłady ziemiaństwa. Umieściłby w nim część swoich zbiorów: pocięte obrazy, dokumenty o parcelacjach, porąbany mebel. Świadectwa przemijalności czasów, które kształtowały pokolenia Polaków.
Do Kopytowej nie można wpaść na chwilę. Trzeba przejść się wokół małego stawu, dotknąć ocalałych drzew, wsłuchać się w szum wiatru, usiąść na zabytkowej kanapie i zastanowić, czy za sto lat ktoś będzie miał tyle zapału, aby odtworzyć rzeczywistość, w której dzisiaj żyjemy.
Więcej zdjęć z magicznego dworu w Kopytowej w galerii "Musisz to zobaczyć":
Kopytowa dwór pełen życia