Kurozwęki: Bizony pod pałacem i na talerzu
Agnieszka Malik 04.05.2015
Kurozwęki, woj. świętokrzyskim, powiat staszowski
NASZA OPINIA
To miejsce nie tylko dla klasycznych zdobywców zamków i pałaców. Idealne jest dla rodzin z dziećmi, ludzi aktywnych i tych, którzy nie znają słowa "nuda". Atrakcji na terenie parkowo-pałacowym nie brakuje. Prędzej nie starczy czasu, aby ze wszystkiego skorzystać. W restauracji koniecznie trzeba spróbować zupę tatankę, dania z bizona czy też kiełbasy, pasztetu z tego amerykańskiego zwierza. Koneserzy słodkości zachwycą się cremem brulee, którym można delektować się, spoglądając na fasadę przepięknej budowli.
Noclegi w pałacu są tylko dla tych, którzy mają siłę wdrapać się z walizkami na samą górą. Warto jednak trochę się poświęcić, aby poczuć dawny klimat. Dla wygodnickich przygotowano apartamenty w oranżerii. Ich mankamentem jest to, że zamiast duchów w oknach mogą pojawiać się ciekawscy turyści, jeśli akurat zatrzymujemy się w sezonie. Niezapomniane wrażenie pozostawi spacer przy zachodzie słońce pośród pastwisk bizonów bez tłumów turystów.
PAŁACE I ZAMKI W POBLIŻU
Szydłów - zamek (8 km)
Ujazd - zamek Krzyżtopór (33 km)
Baranów Sandomierski - zamek (45 km)
Sandomierz - pałac (61 km)
HISTORIA
Właściciele starają się połączyć szlachecką tradycję z indiańskimi obrzędami. Nie wiadomo jedynie, ile prawdy jest w tym, że Popielowie z Kurozwęk pochodzą od okrutnego legendarnego księcia z Mysiej Wieży w Kruszwicy, którego miały zjeść myszy.
Kurozwęki to jeden z nielicznych pałaców w Polsce, którego przedwojenni właściciele nadal roztaczają pieczę nad zabytkiem. Przystosowali się do nowej rzeczywistości i dlatego jest tu małe muzeum, restauracja, kawiarnia i obiekt hotelowy. Pomysłów na przyciągnięcie turystów im nie brakuje. Przygotowano dla nich specjalne pakiety atrakcji: zwiedzanie pałacu i jego skarbów, lochów pełnych tajemnic, prywatnego ogrodu zoologicznego, przejażdżka do zagrody bizonów zwana bizonim safari.
W mini ogrodzie zoologicznym znajdują się zwierzęta, których wcześniej też nikt tu nie widział: świnki wietnamskie, rodzina strusi, lamy, wielbłąd dwugarbny, osiołek, byki szkockie. Czasami w parku rozbijane są indiańskie kipi, a czerwonoskórzy hasają z tomahawkami wokół rezydencji. Egzotyka miesza się ze szlachecką tradycją.
Tuż koło XIV-wiecznej budowli wypasa się spore stado bizonów. Wpisały się w pejzaż przypałacowych łąk, jakby istniały tu zawsze, a faktycznie przybyły do małej wsi w świętokrzyskim dopiero w 2000 roku. Sprowadzono wówczas z Belgii 20 jałówek i dwa byki z największej hodowli bizonów w Europie.
Najlepszy smalec z bizona
Urodzony w Kurozwękach w 1904 roku Marcin Popiel od najmłodszych lat miał kontakt z końmi pełnej i pół krwi, których miłośnikiem był jego ojciec Paweł, ale o bizonach amerykańskich wtedy nie myślał. Dzisiaj to jedyna w Polsce hodowla zwierząt, których w całej Europie żyje zaledwie 1500 sztuk. Stado w Kurozwękach liczy juz prawie sto sztuk i ciągle się rozrasta, a turyści po niepowtarzalnym safari mogą zjeść hamburgera z bizonim mięsem. Jego smak doceniła również znana restauratorka Magdalena Gessler.
Mięso bizonie ma bowiem wiele walorów nie tylko smakowych, ale również zdrowotnych. Posiada o wiele mniej cholesterolu i tłuszczu niż wołowina, za to będąc doskonałym źródłem białka. Należy do produktów wykwintnych i dlatego w Kurozwękach do dań wykorzystywane jest mięso z młodych byków - do 2,5 roku. Bizona można skosztował pod różnymi postaciami: jako kiełbasę, smalec, pasztet, kabanos czy szynkę.
Na miłośników tradycji czeka pałac i XVIII-wieczne polichromie w kaplicy. W sali muzealnej zgromadzono pamiątki rodzinne Popielów, m.in. historyczne zdjęcia, listy, srebra, zastawy, zegary, książki, bezcenną porcelanę, książki. Każdy z przedmiotów opowiada o innym wydarzeniu - jest jak otwarta książka z kolejną niezwykłą historią. Do rarytasów należy galeria złożona z 23 obrazów Józefa Czapskiego należąca do francuskich zbiorów rodziny Popiel de Boisgelin. Dzieła powstały w latach 1954-1977 we Francji. Wystawiane były m.in. w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie, w Galerii „Kordegarda” w Warszawie czy też Muzeum Narodowym w Kielcach.
W lochach do dziś bezskutecznie poszukiwany jest skarb. Miał on należeć do Piotra z Kurozwęk, zwanego Piorunem, który wpuścił do pałacu najeźdźców, pozwalając im zawłaszczyć niedbale ukryte złoto. Prawdziwe bogactwo ukrył bowiem w piwnicach. Gdy zadowoleni rabusie pojedli i popili, nie byli w stanie odejść nawet od stołu, bo natychmiast zmorzyła ich senność. Obudzili się następnego dnia zamknięci w lochach. Na turystów, którzy chcą spróbować eksploratorskich talentów, czeka mapka pałacu i nagroda po znalezieniu skarbu. Wycieczka po lochach może okazać się również wielkim przeżyciem, bo są w nim zamknięci od wielu wieków panowie z bardzo ciekawą historią. Już przed wejściem słychać ich lematy i stękania. Pod ziemią stworzono również salkę muzealną, w której znajdują się reprodukcje broni rycerskiej oraz pozostałości po czasach świetności pałacu, znalezione w trakcie odgruzowywania piwnic w 2000 roku.
Popielowie tworzą również swoją tradycję, do której należy budowanie labiryntów z kukurydzy. Pierwszy powstał w 2007 roku i zajmował 1,3 hektara i nawiązywał do imprezy piłkarskiej „Euro 2012”. Dopiero z lotu ptaka można dostrzec przesłanie zawarte w obrazie wykonanym w zbożu. Idea rozrastała się, zyskując nie tylko na precyzji, ale również wielkości. Rok później przy wytyczaniu ścieżek wziął udział profesor Walter Rumpf z Hochschule für Technik und Wirtschaft z Drezna. W ten sposób powstały herby i znaki graficzne Narodowego Centrum Kultury i Lasów Państwowych. Był również Koziołek Matołek, Fryderyk Chopin, św. Jakub.
W 2012 roku labirynt zajmował 5 hektarów i przedstawiał bizona w wiosce indiańskiej. Był to również rok przełomowy, ponieważ postanowiono do twórczego działania wykorzystać słoneczniki. Pomysł nie udał się, ponieważ rośliny były za delikatne. W 2013 roku do kolejnej próby wykorzystano konopie włókniste. Rok później labirynt znowu zrobiono w kukurydzy. W ten sposób powstał największy na świecie portret św. Jana Pawła II. Spacer między kilkumetrowymi roślinami to przygoda na całe życie, ponieważ nie działają tu telefony komórkowe i nie można liczyć na pomoc w wydostaniu się z misternie wykonanej łamigłówki w zbożu.
Powrót króla do Kurozwęk
Do tradycji nawiązuje pomarańczowy kolor dworku, modny w okresie, gdy za bizonami uganiali się w Ameryce Indianie. W pałacowych pokojach nie ma już pozostałości po czasach rokoko, kiedy ściany obite były adamaszkiem, a kominki miały lustrzane wykończenia. Do niedawna brakowało również olejnego portretu króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który zdobił salon zwany czerwonym. Po wieloletnich staraniach obraz wrócił w końcu na swoje miejsce z muzeum w Kozłówce. Dopatrywano się w tym w tym początku przywracania dawnej szlacheckości Kurozwękom.
Zameczek oblany wodami rzeki Czarnej powstał w XIV wieku za panowania kasztelana krakowskiego Dobiesława Kurozwęckiego. W 1521 Anna, córka Hieronima Kurozwęckiego, wyszła za mąż za łowczego sandomierskiego Jana Lanckorońskiego, wnosząc w posagu majątek rodowy. Kolejnymi właścicielami był ród Sołtyków (w latach 1752-1833), który przekształcił budowlę obronną w pałac. W latach 1811-1825 Anastazja Sołtyk założyła słynny zespół parkowy. Majątek przeszedł pod zarząd konserwatora zabytków Galicji Zachodniej Pawła Popiela po poślubieniu Emilii Sołtyk. Paweł zwany „ekscelencją” był głównym konserwatorem zabytków Krakowa i właśnie za jego kadencji posiadłość rozbłysła. Gdy przeszła w ręce jego prawnuka, również Pawła, liczyła 6 tys. hektarów pół, stawów rybnych i lasów. W Polsce znana była również ze stadniny koni angloarabskich. Właśnie stąd pochodziła słynna kasztanka marszałka Józefa Piłsudskiego.
Ostatnim właścicielem posiadłości był Stanisław Popiel, który jako oficer rezerwy po dostaniu się w czasie II wojny światowej do niewoli nie powrócił już do Polski. W 1944 roku na mocy dekretu o reformie rolnej z posiadłości usunięto siłą jego brata Marcina, matkę i najbliższą rodzinę. Majątek upaństwowiono.
W 1989 roku w Kanadzie odbyło się spotkanie rodziny Popielów rozrzuconej po całym świecie. Wówczas podjęto decyzję o odzyskaniu rodzinnego majątku, który w ich rękach pozostawał od XVIII wieku. W 1991 roku zrujnowany majątek odkupił od państwa Marcin, syn ostatniego właściciela. Przeniósł się do Polski razem ze swoją norweską żoną Karen Sveny Jakobsen. Wcześniej mieszkali w Szkocji, Kongo, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych. Dochowali się ośmiorga dzieci. Ich najstarszy syn Michał Popiel de Boisgelin z żoną Aurorą postanowili w 2011 roku przenieść się z Belgii do Kurozwęk. Zajmują się prowadzeniem zespołu parkowo-pałacowego, w którym codziennie przebywają setki turystów.